Quantcast
Viewing all 695 articles
Browse latest View live

20 przypadkowych faktów o mnie

          Dawno temu robiłam post z tagiem 50 faktów o mnie. Pomyślałam sobie, że fajnym pomysłem będzie małe odświeżenie i napisanie 20 przypadkowych faktów o mnie. Sama chętnie czytam takie teksty u moich ulubionych blogerek, więc mam nadzieję, że i u mnie przyjmie się bardzo pozytywnie. Jeżeli jesteś ciekawa, masz ochotę lepiej mnie poznać, to mam nadzieję, że dzisiejszy post zaspokoi Twoją ciekawość. Zapraszam i zachęcam, abyś w komentarzu zostawiła kilka faktów o sobie, miło będzie mi poznać Cię trochę lepiej!

1.Blogi prowadzę od 13. roku życia, więc siedzę w tym już 13 lat. aGwerblog to moje najbardziej udane, dopracowane i najlepsze dzieło.
2.Kiedyś bardzo nie lubiłam czytać. Szczególnie w szkole podstawowej miałam problem z czytaniem czytanek. Czytanie było dla mnie nieprzyjemne i unikałam tego jak ognia.
3. Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez książki. A właściwie, bez e- książek, od których często trudno mnie oderwać. Dlaczego e-czytanie jest fajne pisałam tutaj.
4. Nie cierpię chodzić do dentysty, zawsze jest to dla mnie ogromny stres, dlatego odwlekam to w nieskończoność, czego później zawsze żałuję.
5. Panicznie boję się ciem. Są to dla mnie najbardziej odrażające stworzenia, które można spotkać w letnie wieczory. Okropność!

6. Nie lubię i nie umiem gotować. Kompletnie mnie do tego nie ciągnie, choć kiedyś myślałam, że jest to coś co lubię, teraz jestem totalnym beztalenciem kulinarnym. 
7. Uwielbiam oglądać programy kulinarne.Top Chef jest jednym z moich ulubionych, a regularnie również oglądam Hell's Kitchen i zdarza mi się zatrzymać przy Kuchennych Rewolucjach. 
8. Kompletnie nie nadaje się na typową panią domu. Ciężko mi odnaleźć się w tej roli, szczególnie, że bardzo nie lubie traktowania kobiet jak kury domowe.
9. Moja praca magisterska dotyczyła blogów kosmetcznych. Pisałam o wizerunkach kobiet pokazywanych wśród blogerek kosmetycznych i przedstawiałam bliżej zagadnienie blogosfery.
10. Miałam kiedyś dwa szczury. Był to jednak ogromny błąd, bo okazało się, że kompletnie nie nadaje się jako opiekun do takich gryzoni. Na szczęście znalazły inny, szczęśliwy dom.

11. Nigdy nie interesowałam się za bardzo kosmetykami. Moja kosmetyczka była mała, a półki w łazience świeciły pustkami. Ten blog zmienił wszystko, kosmetyków mam aż nadto! 
12. Jestem bardzo krytyczna wobec siebie. Szczególnie jeżeli chodzi o makijaż. Stawiam sobie poprzeczkę bardzo wysoko i niestety, nie często jestem w stu procentach zadowolona.
13. Blog bardzo dużo zmienił w moim życiu. Odnalazłam pasję, wspaniałych ludzi, zawarłam kilka niesamowitych przyjaźni i nie wyobrażam sobie już bez niego mojej codzienności.
14. Jestem bardzo wrażliwa. Szybko się wzruszam, łatwo jest mnie poruszyć i zdarza mi się przez to płakać na filmach, czy wspominając ważne wydarzenia z mojego życia.
15. Rzadko kupuję biżuterię, to dziwne wiem. Mam kilka swoich ulubionych zestawów i ciężko mi wybrać dla siebie coś nowego, a jak już coś znajdę to potrafię nosić to przez parę lat.

16. Harry Potter jest książką mojego dzieciństwa (klik) i ciężko mi zrozumieć jak mógł ktoś tego nie czytać. To wynika z tego, jak uwielbiam całą serię książek jak i filmów. Wiem, że ludzie mają inne gusta, ale Harrego Pottera powinien przeczytać każdy!
17. Chciałabym mieć córkę. Coraz częściej myślę o dzieciach i powoli oswajam z myślą, że niedługo mogłabym zostać mamą. Te rozważania nie przerażają mnie już tak, jak kiedyś.
18. Jestem w grupie zagrożenia chorobą nowotworową przez historię choroby w rodzinie. Zarówno babcia, jak i mama miały nowotwór piersi. W związku z tym jestem pod stałą kontrolą lekarską i regularnie robię badania.
19. Aktualnie jestem szczęśliwa. W tym momencie jakim jestem, choć nie jest idealnie i brakuje wielu elementów z mojego obrazka życia idealnego, to póki co jest naprawdę dobrze!
20. Chciałabym coś w życiu osiągnąć, żeby ludzie mnie zapamiętali, albo żebym reprezentowała swoją osobą coś o wielkiej wartości. Chciałabym żeby było to związane z makijażem, więc trzymam kciuki aby się udało.

          Mam nadzieję, że post się podobał  i dowiedziałaś się o mnie czegoś, czego wcześniej nie wiedziałaś. Koniecznie daj mi znać w komentarzu! Może częściej będę zamieszczać coś bardziej osobistego?

Ulubieńcy września 2015

          Wrzesień był dla mnie miesiącem obfitującym w sporo działań związanych z moim zawodem. Prężnie brałam udział w sesjach zdjęciowych, ale miałam okazję być również w Poznaniu i to dwukrotnie. Choć wrzesień nie był tak intensywny jak miesiąc poprzedni, to nie mogłam narzekać na brak zajęć. Lubię takie miesiące, bo czas szybko leci, a energii na nowe działania wciąż przybywa. Nie zapomniałam oczywiście o kosmetykach i kilka z nich szczególnie przypadło mi do gustu właśnie we wrześniu.


          W ulubieńcach miesiąca poza kolorówką znalazło się miejsce na coś do włosów, jak i (co rzadko się u mnie zdarza) zapach! Bardzo lubię tego typu posty i nie wiem czemu w tym miesiącu pojawił się tak późno. Pewnie wynika to z tego, że zaczytuję się w ulubieńcach u innych i potem ciężko zabrać mi się za moich. Ale z ręką na sercu muszę przyznać, że wszystkie produkty z wrześniowych ulubieńców są wyjątkowe i genialnie się u mnie sprawdziły. Dlaczego? Wszystkie informacje znajdują się w dzisiejszym poście.



          Ponieważ włosy to jeden z moich ulubionych tematów, więc właśnie od nich zacznę. Muszę wspomnieć o dwóch produktach, które zrewolucjonizowały pielęgnację moich włosów. Pierwszym z nich i tym, który używam dłużej jest bananowa maska Kallos. Nie dość, że przepięknie pachnie, nawet po wyschnięciu włosów, to sprawia, że są gładkie, lśniące i bardzo miękkie. W dodatku są świetnie nawilżone i nie plączą się tak jak potrafią. Drugi ulubieniec września to dla mnie totalna nowość. Olej lniany zakupiłam tak naprawdę niedawno i okazał się rewelacyjny dla moich nisko porowatych, średnio cienkich włosów. Dlaczego? Bo niesamowicie je nawilża, wygładza i dzięki niemu moje włosy osiągają efekt tafli. W dodatku mam wrażenie, że przy regularnym stosowaniu są znacznie bardziej odporne na uszkodzenia mechaniczne, jakby bardziej elastyczne i zmniejsza się ich wypadanie.


          Kolejną kwestią jest oczywiście kolorówka, czyli najulubieńsza część ze wszystkich! Zacznę od lakieru do paznokci, których ostatnio jest tutaj coraz mniej. China Glaze, Pink of me to bardzo przyjemny, delikatny, ciepły róż. Mało pasujący do coraz gorszej pogody za oknem, ale nawiązywał przez ostatnią chwilę do wiosennych przebłysków. Wśród ulubieńców września ponownie pojawił się korektor z Maybelline, Instant anti-age. Jestem pewna, że pojawi się jeszcze nie jednokrotnie, bo póki co jest to najlepszy korektor jaki używałam. Zakrywa dosłownie wszystko, zarówno delikatne jak i mocne zasinienia, jest lekki i jednocześnie mocno kryjący. Również we wrześniu poznałam jedną z lepszych baz pod cienie, czyli Maybelline color tattoo w odcieniu Creme de Rose, z matowej serii. Choć ja za color tattoo nie przepadam, to jednak wersja matowa jest tak genialna, że pobija nawet paint pota z MAC cosmetics (przynajmniej ten kolor z ulubieńców).


             Nie mogę nie wspomnieć o pomadkach, które od chwili kiedy je kupiłam skradły moje serce. Mowa tutaj oczywiście o Velvet Teddy, oraz przepiękną, mocno jesienną Rebel. Z bliska oba kolory na pewno pokażę niebawem, w zestawieniu najlepszych pomadek na jesień, więc wspomnę jedynie, że oba kolory są wyjątkowe. Velvet Teddy urocza, delikatna ale jednocześnie na swój sposób intensywna, zaś Rebel, to bardzo mocna, ciepła śliwka, kolor nie do powtórzenia. Wśród produktów makijażowych, nie mogę zapomnieć o mgiełce z Urban Decay, która była zakupem spontanicznym, a okazała się jednym z ulubionych kroków w makijażu. All nighter sprawia, że makijaż traci swoją pudrowość i wygląda bardzo naturalnie. Lubie efekt delikatnie mokrej skóry, który pozostawia i dodatkowo ani nie obciąża, ani nie rozmywa makijażu.


          Na zakończenie muszę powiedzieć jeszcze kilka słów o perfumach Si, Giorgio Armani [ klik ], które wciąż otulają mnie swoim mocnym, kobiecym i delikatnie świeżym, choć dość ciężkim zapachem. Aktualnie zastąpiłam je innymi perfumami, bo chciałabym się jeszcze trochę nacieszyć tym pięknym zapachem w zimie, a niestety już sporo ich ubyło.

          Tak prezentują się moi ulubieńcy września. Wszystkie produkty są godne uwagi, świetnej jakości, więc jeżeli jeszcze ich nie znasz, koniecznie musisz to zmienić! Chętnie dowiem się, czy znasz jakiś produkt, z tych które dziś pokazałam.

A jacy są Twoi wrześniowi ulubieńcy?

TOP 10 najlepszych pomadek na jesień

         Do tego posta szykowałam się już jakiś czas i zastanawiałam się nad podzieleniem go na dwie części. Chciałam najpierw pokazać pomadki z niskiej półki cenowej, a później z wysokiej. Jednakże po zrobieniu researchu doszłam do wniosku, że jeden, konkretny post będzie lepszy, niż takie rozdrabnianie się. Zresztą w moim zestawieniu są tylko trzy drogie pomadki, bo przecież nie każdy lubi wydawać majątek na kosmetyki do makijażu. Zapraszam na TOP 10 najlepszych pomadek na jesień!


           Nie da się ukryć, że jesień już za oknami i nie wiem jak Ty, ale ja w takim okresie często sięgam po mocniejsze, cieplejsze kolory - szczególnie na ustach. W dzisiejszym poście przygotowała zestawienie 10 pomadek, które idealnie nadają się na tą porę roku. Nie będę ukrywać, że większość z nich jest znacznie mocniejsza, ale znajdzie się też coś dla fanek delikatniejszych ust. Czuję się zobowiązana wspomnieć, że top 10 w tym przypadku to po prostu niechronologiczny spis szminek, które pięknie wpasowują się w aktualny klimat. Nie przedstawiam ich od najlepszej do najsłabszej, bo to już ocenisz sama...
          Zanim jednak przejdę chciałabym jeszcze wspomnieć, że wszystkie wymienione przeze mnie pomadki są świetnej jakości. W większości są matowe, ale każda z nich ma świetną trwałość i cudowną pigmentację. Ponadto są w większości łatwo dostępne i lubiane przez użytkowniczki. W związku z tym to pewniaki, z których na pewno będziesz zadowolona.


           Jeżeli lubisz mocno podkreślone usta, to pomadki z pierwszej piątki na pewno są dla Ciebie. Szczególnie trzy ostatnie. W tej części skupiłam się na tańszych propozycjach takich jak Golden Rose, czy Rimmel. Osobiście jestem wielką fanką produktów Golden Rose, zachwycają mnie pudry do brwi jak i wspomniane dzisiaj matowe (i nie tylko szminki). Rimmel bardzo pozytywnie zaskakuje mnie ostatnio produktami do ust i choć zabrakło tu kredek tej firmy, to na pewno znajdzie się o nich post. Jeżeli chodzi o pomadkę Avon, to była spontaniczna, aczkolwiek słuszna decyzja, bo ostatnio sięgam po nią najczęściej.



  • AVON, EXTRAlasting, tottaly twig - to ciepły, ciemniejszy brudny róż wpadający w lekko beżowy brąz. Mogłabym powiedzieć, że to ciemniejsza wersja Velvet Teddy. / Cena: 15zł
  • RIMMEL, Kate Moss 31 - kolor, który ciężko było mi uchwycić na zdjęciu, ponieważ jest nieco ciemniejszy w rzeczywistości. Mocny, ciemny róż zmieszany z pomarańczą. / Cena: 17zł
  • GOLDEN ROSE, velvet matte 20 - ciemna, brązowa czerwień. Idealna jest dla fanek czerwonych ust, ale to wersja zdecydowanie ciemniejsza, lekko wpadająca w wiśnię. / Cena: 11,90zł
  • GOLDEN ROSE, velvet matte 29 - to będzie mój ulubieniec, coś czuję. Kolor, który mogę określić jako fioletowy brąz, przepięknie wygląda na ustach! / Cena: 11,90zł
  • GOLDEN ROSE, witamin E 70 - cieplejsza i trochę jaśniejsza wersja matowej poprzedniczki, jest bardzo intensywna i mocno nawilżająca. Kolor jest niepowtarzalny! / Cena: 11,90zł


            Druga część pomadek, to już nieco wyższa półka zważywszy na trzy kolory z MAC cosmetics, ale jednoczenie wybrałam tutaj dwa czy trzy delikatniejsze kolory. Mam nadzieję, że w tej części rankingu też znajdziesz coś dla siebie. Nie zapomniałam o najnowszych produktach Golden Rose matte lipstick crayon, warto zwrócić uwagę na kolory matowych kredek. Dziś pokazuję tylko jedną, ale wiem, że seria ma sporo ciemniejszych odcieni, które również świetnie nadadzą się na teraz i nie tylko. No i musisz mi wybaczyć, ale w takim zestawieniu nie mogło zabraknąć kilku pomadek MAC. Choć wiem, że są z wyższej półki, ale ich kolor i jakość jest warta każdej złotówki!




  • NYX, matte lipstick ALABAMA - to była moja pierwsza, typowo jesienna pomadka. Pięknie wybiela zęby a jej winny odcień jest bardzo elegancki. Recenzja: klik / Cena: 34,90zł
  • GOLDEN ROSE, matte lipstick Crayon 10 - nowość u mnie i okazało się, że jedna z zamienników Dusty Rose ABH. Piękny brudny róż, opcja dla zwolenniczek lekkich ust. / Cena: 11,90zł
  • MAC cosmetcis, Velvet Teddy - tutaj też wersja delikatniejsza, ale kolor jest bardzo cieplutki, średnio ciemny beż. Powiedziałabym nawet, że ma w sobie delikatnie pomarańczowe tony. / Cena: 86zł
  • MAC cosmetics, Craving - swego czasu mój ulubieniec, bardzo przyjemny kolor. To coś pomiędzy różem, a śliwką. Też ciężka do uchwycenia aparatem. / Cena: 86zł
  • MAC cosmetics, Rebel - mocna, intensywna, wżerająca się w usta śliwka, wżerająca się w usta. Kolor jest bardzo jaskrawy i ma coś w sobie z mocnego różu. / Cena: 86zł



          Nie chciałam dzisiaj zanudzać tekstem, postawiłam na zdjęcia, które w wypadku takiego zestawienia są najważniejsze. Jestem bardzo ciekawa, czy któraś z pomadek Cię zainteresowała i czy nosiłabyś ją jesienią? Chętnie też poznam Twoje typy jesiennych pomadek.

Która szminka z dzisiejszej top 10. podoba Ci się najbardziej?

Morphe Brushes, 35c Multi color matte palette | colorfull makeup

          Wszystko przez Manniego! On mnie zajarał strasznie produktami Morphe brushes, później filmiki Jaclyn Hill i innych zdolnych Youtuberek... Kiedy dowiedziałam sie, że produkty tej firmy są dostępne na stronie glowstore.pl nie mogłam sprawić sobie chociaż jednej palety, no po prostu nie mogłam! Postawiłam na kolorową, matową paletę idealną na jesień! 35C Multi color matte palette i dziś chcę pokazać pierwszy makijaż jaki nią wykonałam. Czyli coś prostego, ale kolorowego.



          Pierwsze co rzuca się w oczy to mocne, nasycone, bardzo intensywne kolory. Obawiałam się nieco, że po nałożeniu stracą na intensywności (chociaż widziałam filmiki, no ale wiadomo jak bywa). Kiedy jednak zaczęłam tych cieni dotykać... Byłam zachwycona! Okej, lekko się osypują, ale jaki mają pigment! WSZYSTKIE! Powalający... Ale dziś nie o palecie, a o makijażu. Więc jeżeli chodzi o oczy, to całkowicie użyłam palety Morphe Brushes 35c, multi color matte palette. Oczywiście wspomogłam się eyelinerem z Maybelline i rzęsami Ardell, ale kolory zawdzięczam wspomnianej palecie. Makijaż z bliska poniżej!



Produkty jakie użyłam:

Twarz:
MAC pro longwear SPF10 foundation, NC20

- Maybelline, Instant anti age, perfect & cover concealer
- Kryolan, derma color fixing powder, P2
- KOBO nubian desert
- theBalm, Frat Boy

Oczy:
- Maybelline, Instant anti-age, light
- Morphe brushes 35C multi color matte palette 
- Maybelline eyestudio, lasting drama gel eyeliner, black
- Ardell, Demi Wispies
- L'oreal, volume milion lashes, so couture

Brwi:
- Golden Rose, eyebrow powder 106
- L'oreal brow artist plumper, medium/dark
- Wibo, deluxe brightener

Usta:
- MAC, Candy Yum Yum
- MAC, Heroine


Jestem bardzo ciekawa jak Ci się podoba taka propozycja? Lubisz czasem poszaleć z kolorem?

Promocja w Rossmannie! -49% od 2.11

          Szał promocyjny można uznać za otwarty. Dzisiaj post czysto informacyjny: Rossmann znów kusi nas wielką promocją na kosmetyki kolorowe! Tym razem promocja podzielona jest na trzy części, przy czym w wypadku ostatniej części nie jest jeszcze potwierdzona data końcowa. W pierwszej części przecenione będą produkty do ust oraz paznokcie, zaś w drugiej produkty związane z oczami, ostatni element oczywiście: produkty do twarzy. W dalszej części posta więcej szczegółów w związku z promocją nie tylko w Rossmannie.


          
          Część związana z produktami do twarzy nie jest jeszcze potwierdzona, ale ponoć ma startować od 14.11. Taką informację na pewno uzupełnię jak tylko zostanie zatwierdzona. W każdym razie najbliższa promocja wygląda następująco:
2-6.11 - przecenione będą wszystkie szminki, błyszczyki, kredki do ust, lakiery i odżywki do paznokci
7-13.11 - wszystkie tusze do rzęs, cienie do powiek, kredki do oczu i eyelinery
14.-...11 - podkłady, korektory pudry, róże, bronzery, rozświetlacze

         Myślę, że takie rabaty kuszą i że nie jedna z nas trafi do Rossmanna po jakiś produkt. Przygotowywałam już posty związane z tego typu promocjami w Rossmannie, co warto kupić: [ klik ], [ klik ][ klik ][ klik ], ale pojawiło się w sieciówce sporo nowych, ciekawych produktów. W związku z tym moje pytanie: Mam ponownie tworzyć post tego typu z rekomendacjami produktów, jakie polecam kupić lub na jakie warto zwrócić uwagę? Koniecznie daj mi znać w komentarzu!

          A ja odsyłam do pełnej gazetki Rossmanna [ klik ], możesz też zajrzeć do gazetki Hebe [ klik ], SuperPharm [ klik ] czy Natury [ klik ], gdzie aktualnie też trwają promocje (w Naturze np. na KOBO). Nie będę ukrywać, że za każde Twoje kliknięcie wpada mi parę groszy, także nie krępuj się, nawet jeżeli gazetki Cię nie interesują ;)

Koniecznie daj znać w komentarzu czy mam szykować post z polecanymi produktami i czy sama planujesz wybrać się na polowanie do Rossmanna?

Shiny Box | Think Pink

          Październik to miesiąc walki z rakiem piersi. Bardzo cieszy mnie, że Shiny Box o tym pamięta i znów ekipa przygotowało pudełko z tej okazji. Jako, że problem dosięgnął i mojej rodziny, uświadamianie kobiet jest dla mnie osobiście, bardzo istotną kwestią. Sama regularnie się badam i mam nadzieję, że Ty też o tym pamiętasz! W każdym razie przechodząc do bardziej przyziemnych tematów, dzisiejszego wieczoru chciałabym pokazać Ci zawartość październikowego pudełka.


           Całe pudełko, wygląda tak samo jak poprzednie. Różowe, delikatne i bardzo kobiece. Tak jak ostatnio i tym razem bardzo m się podoba. Nawiązanie do tematyki miesiąca uważam, za udane. Początkowo zawartość Shiny Box, Think Pink nie przypadła mi do gustu. Ale po przejrzeniu produktów stwierdzam, że jest naprawdę całkiem niezłe. Kolorówka oczywiście mocno tutaj plusuje. Zacznę jednak od dwóch produktów, które również mocno mnie zaciekawiły.

L'occitane, szampon i odżywka do włosów z serii Cytrusowa Werbana - szampon ma zapewniać włosom witalność, połysk i sprężystość. Odżywka natomiast ma odpowiadać za nie plątanie się i wygładzenie włosów i ma pozostawiać je łatwe do ułożenia. Akurat skończyły mi się wyjazdowe wersje, także chętnie poznam ich działanie podczas następnego wyjazdu. Pachną całkiem przyjemnie i mam nadzieję, że spiszą się nieźle w swojej roli. Cena: szampon 59zł/250ml, odżywka 68zł/250ml.


        Bardzo podoba mi się fakt, że tym razem do pudełka dołączyło trochę kolorówki. Lubię nowości i smaczki, które wchodzą na rynek. Ponadto cieszę się, że w pudełku znalazł się produkt, który pochodzi z ciekawej akcji, o której nie miałam jeszcze okazji opowiedzieć. Post o marce DIADEM na pewno się pojawi, a dziś kilka słów wstępu przy okazji różu.

DIADEM, róż rozświetlający nr 08 - bardzo trwały i mocno napigmentowany. Róże tej firmy są polecane do każdego typu cery, a marka ma bardzo szlachetny cel. Każdy zakupiony od nich produkt zapewnia 2h edukacji dla kobiet trzeciego świata. Jedna godzina jest ogólnoedukacyjna, druga warsztatowa, ale o szczegółach opowiem przy okazji notki o firmie i produktach. Cena: 14,50zł/6,3g
Wibo, Queen size tusz do rzęs - pogrubiająca i wydłużająca maskara, która ma wywołać efekt wow! Pełne i długie rzęsy o dużej objętości w kilka chwil. Chętnie to sprawdzę, chociaż preferuję raczej silikonowe szczoteczki, to tutaj wygięty kształt wydaje się interesujący. To nowość na rynku, tym bardziej jestem ciekawa tej maskary. Cena: 8zł/szt.
SUMITA, czarna kredka do oczu - firma kompletnie mi nie znana, ale kredka jest bardzo kremowa i mocno napigmentowana, więc mam wobec niej duże nadzieje. Kredka jest bogata w olejki, przez co jest miękka i umożliwia płynną aplikację zarówno na linię wodną jak i na powiekę. Cena: 75zł/szt.


         W październikowej edycji nie zabrakło też czegoś z pielęgnacji. W pudełku znalazł się produkt pod oczy, czyli element o którym nie można zapomnieć podczas codziennej pielęgnacji oraz co nie co do biustu. Czyli jakby nie patrzeć, coś o czym również nie powinnyśmy zapominać. 
Delia, Roll-on pod oczy - 3D hyaluron fusion, to produkt wygładzający drobne zmarszczki pod oczami, dodatkowo ma redukować efekt zmęczenia i rozświetlać spojrzenie. Myślę, że mogłabym go stosować albo jako serum pod krem, albo na dzień. Jestem ciekawa jak będzie działać. Cena: 12zł/11ml
CLARENA, kawiorowy krem do biustu z efektem Push up - nie wierzę w działanie tego typu produktów i raczej nie uwierzę. Ale ujędrnienie skóry, nawilżenie tej okolicy jest efektem pożądanym, więc chętnie poznam ten krem. Producent obiecuje początkowo detoksykację skóry, później ujędrnienie i wspomaganie wzrostu komórek tłuszczowych. Cena: 76zł/200ml


          Powiem szczerze, że mimo pierwszego wahania to po przejrzeniu produktów pudełko bardzo mi się podoba. Ekipa zadbała o to, żebyśmy nie tylko o siebie zadbały, ale i pozwoliły sobie na odrobinę upiększenia. Produkty są fajne, ciekawe i wzbudziły we mnie spore zainteresowanie. Chętnie zabiorę się za testy i jeżeli jakiś produkt szczególnie mnie zachwyci, na pewno dam znać!

PS. Na stronie Shiny Box można już zamówić pudełko listopadowe, zapowiada się jesień na full! [ KLIK ]

Jestem ciekawa czy Tobie też podoba się pudełko Think Pink? A może zamówiłaś je również dla siebie?

Golden Rose velvet matte vol. 3 | 12, 28, 29, 30

          Już od długiego czasu zbierałam się do zakupów na stoisku Golden Rose. Teraz jest to łatwiejsze, ponieważ w Szczecinie od niedawna została otwarta wyspa tej firmy. Zrobiłam więc research, przejrzałam swatche i zaopatrzona w  listę poleciałam po pomadki (i nie tylko). Oczywiście Velvet matte, czyli najlepsze jakie firma wypuściła na rynek, za bardzo przystępną cenę. Przyszła pora na prezentację kolejnych czterech kolorów, a musisz mi wierzyć, że będzie na co patrzeć. W dzisiejszym poście znajdą się swatche kolorów nr 12, 28, 29, 30.



          Na blogu pojawiły się już dwa posty dotyczące pomadek Golden Rose Velvet matte. Pierwsze swatche czterech pomadek nr 02, 13, 19 i 20 znajdują się [ tutaj ], zaś kolory 11, 12, 15 i 17 [ tutaj ]. Oba posty pojawiły się na początku 2014 roku, więc zdjęcia nie grzeszą taką jakością, jak teraz. 
         Moja kolekcja tych szminek sięga już przeszło dwanaście sztuk i przyznam się bez bicia, że na tym nie poprzestanę. Dzisiejsze pomadki to trzy najnowsze kolory z serii Velvett Matte i jedna, którą nieświadomie zdublowałam (nr 12).  Nie będę ukrywać, że poza pomadkami z MAC cosmetics, które są znacznie droższe, jest to moja ulubiona seria pomadek. Trwałość, wybór kolorów i cena to ich główne atuty. Są łatwo dostępne (stoiska Golden Rose, internet, często małe, osiedlowe drogerie), wybór kolorystyczny jest ogromny, a to, że są matowe sprawia, że są niebywale trwałe. Uwielbiam w nich również to, że można je mieszać i bezproblemowo tworzyć cudowne, niepowtarzalne kolory.



          Golden Rose, velvet matte nr 12, to ciemniejszy, przybrudzony ciepły róż. Ciemniejsza wersja numeru 02 i jedna z moich ulubionych z tych, które mam. Zresztą potwierdza się to tym, że omyłkowo kupiłam drugą sztukę - czyli naprawdę musi mi się podobać. Niestety, jest ona kameleonem na zdjęciach, raz wychodzi cieplej, raz chłodniej więc radzę rzucić okiem również na poprzedni post, ponieważ tam kolor wygląda nieco inaczej. Pomimo tego jest piękna zarówno na dzień jak i na wieczór. Must have z tej serii pomadek. Kolor jest na tyle neutralny, że można usta poprawiać spokojnie bez lusterka, w biegu i bez konieczności idealnej precyzji.


          Golden Rose, velvett matte nr 28, to intensywny, mocny ciepły fiolet. Dla mnie to taka ciemniejsza i jednocześnie cieplejsza wersja Heroine z MAC cosmetics. Niestety, kolor jest bardzo trudny w obsłudze. Osadza się na ustach, rozprowadza się nieregularnie i trzeba się nieco nią pobawić, aby uzyskać idealnie pomalowane usta. Na zdjęciu ze swatchami, widać te nierówności, których specjalnie nie poprawiałam. Jednakże kolor rekompensuje wszystko! Trwałość jak i sama jakość pomadki jest świetna, jak cała reszta - wymaga po prostu więcej czasu podczas aplikacji i większej precyzji nakładania. 


          Golden Rose, velvet matte, nr 29 to mój ulubieniec na jesień. Przepiękny podbity malinową czerwienią brąz. Właściwie mogłabym określić ten kolor jako malinowy brąz. Pomadka jest bardzo mocna i zdecydowanie przyciąga uwagę. Idealna na jesień, perfekcyjnie wpisuje się w aktualne trendy. Jestem przekonana, że często będzie na moich ustach. Ponadto kolor jest wyjątkowy, nie spotkałam się jeszcze z takim odcieniem brązowej pomadki. Niestety, jej minusem również jest trudna aplikacja, ale to częsta sytuacja przy mocny, ciemnych kolorach.


          Golden Rose, velvet matte nr 30 to totalny, jak ja to mówię skórzany nudziak. Czyli kolor, który praktycznie zlewa się ze skórą. Nałożony bezpośrednio na usta, wygląda średnio, ponieważ takie kolory rzadko wyglądają dobrze nałożone w dużej ilości. Ale malowanie ust pędzelkiem, lub wklepanie jej palcem bardzo naturalnie rozjaśnia usta, więc zdecydowanie polecam ją zwolenniczkom maksymalnie delikatnych ust. Mnie będzie również służyć do rozjaśniania kolorów, także zakup uważam za udany. 


          Pomadki znam bardzo dobrze, bardzo je lubię i choć nie są bez wad, to uważam że za taką cenę firma Golden Rose oferuje nam genialną jakość. Początkowo zawsze są dość tępe, ale po pierwszym użyciu ten efekt zanika. Mają bardzo mocny pigment, świetnie się rozprowadzają i chociaż ciemniejsze kolory są trudniejsze w obsłudze, to efekt na ustach jest świetny. Utrzymują się bardzo długo bez żadnych poprawek, ale przy częstszym stosowaniu mogą lekko wysuszać usta. Podkreślam jednak, że lekko, bo np. velvety od Borjois dużo bardziej przesuszają.


Lubisz pomadki z serii Velvet matte od Golden Rose? 

PS. Przypominam Wam o gigantycznej promocji w Rossmannie, która startuje 2.11.2015! Szczegóły [TUTAJ]

Halloween 2015 | Lady Zombie

          Cześć. Jestem Zila i nie żyję już jakieś... 50 lat. Miło mi Cię poznać! Postanowiłam z okazji tegorocznych obchodów Halloween trochę się... odświeżyć. Pomyślałam sobie, że po połowie stulecia warto byłoby się pomalować. Szczególnie jak będę iść na kolację w sobotę. W końcu mózgi same się nie zjedzą, najpierw trzeba będzie je przygotować. Nie mogę przecież wyglądać jak jakieś Zombie, prawda?



          Postawiłam na dość naturalny look. Nie chciałam szaleć z intensywnym makijażem, nie chciałabym straszyć znajomych, którzy też na pewno pojawią się w sobotę. Niestety, podczas nakładania podkładu moje rany się otworzyły i o dziwo popłynęła z nich krew! Jak to jest możliwe po tylu latach? No cóż... Jakoś sobie musiałam z tym poradzić. W końcu to Halloween, to może nikt a tak się mnie nie przestraszy! Może się nie domyślą, że jestem prawdziwym zombie?
          Dzisiejszy makijaż robiłam w pośpiechu, nie mogłam być dokładna żeby idealnie wpasować się w tłum. Miało być messy, brudno i niedokładnie. Dziś jestem tutaj po raz pierwszy i aGwer gościnnie pozwoliła mi się tutaj pokazać. Także starałam się jak mogłam! Niestety, po 50 latach gnicia, moje ręce nie są już tak sprawne jak kiedyś...


Dziś malowałam się:

Twarz: 
- Revlon color stay 150buff
- Imagic 12 flasg color case
- Morphe brushes, 35c palette
- Kryolan krew f/x
- chusteczki higieniczne

Oczy:
- Makeup Geek: corrupt, stealth, starry eyed, in the spotlight, latte, cupcake, unexpected,
- brwi: Morphe brush 35c palette
- Soczewki, domsoczewek.pl,ColourVUE Crazy Lens, Glow Yellow

Usta:
- Morphe brush 35c palette
- Imagic 12 Flash Color Case



          Zila, to kreacja przygotowana jako propozycja na Halloween. Szybka, prosta i bardzo efektowna. Na żywo Zila robiła ogromne wrażenie! Mam nadzieję, że moja pierwsza propozycja Ci się podoba. Koniecznie daj znać w komentarzu! 

A Ty w kogo się w cielisz na Halloween?



Halloween 2015 | Mrs Werewolf

          Przyszła pora, aby przedstawić Panią Wilkołak. Dzisiejsza bohaterka to osoba... nadnaturalna, której czasem zdarzają się napady złości, ataki niepohamowanej wściekłości i niekontrolowane wybuchy energii. Zazwyczaj jest całkiem nieźle opanowana. Jednak w takie dni jak dzisiaj, wychodzi z niej prawdziwa bestia! I chociaż chciałaby się pokazać z  jak najlepszej strony i stara się nad sobą zapanować, wszystko idzie na marne. Halloween zobowiązuje.


          Tak jak wspomniałam, Pani Wilkołak jest generalnie osobą bardzo przyjazną (zazwyczaj), aczkolwiek, jak pewnie nie trudno się domyślić, w takie dni jak dzisiaj trudno jest zachować swoją prawdziwą naturę na drugim planie. Dziś pokazuje się w całej swojej okazałości, no może z niewielkimi poprawkami. Przecież żadna szanująca się wilkołaczyca nie może pojawić się bez makijażu. W dodatku w Halloween!


Twarz:
- Revlon ColorStay 150 Buff + Melkior defining foundation Ivory
- Ben Nye neutral set powder
- NYX taupe blush
- Makeup Geek: concrete jungle, bedrock, latte, petal pusher, confection, unexpected, americano, vintage

Oczy:
- Maybelline, color tattoo, creme de rose
- Makeup Geek: concrete jungle, bedrock, latte, petal pusher, confection, unexpected, americano, vintage, corrupt, havoc, karma, ritzy
- Dior, Le crayon khol, noir 01
- soczewki: domsoczewki.pl, color VUE, be doll black
- Maybelline, lash sensational

Brwi:
- klej w sztufcie
- puder, podkład
- Golden Rose, brow powder nr 106
- Lovely, pump up mascara

Usta:
- Dior, Le crayon khol, noir 01
- Makuep geek: havoc, karma, ritzy, untamed



          Do dzisiejszej charakteryzacji zainspirowała mnie propozycja Chrisspy [klik], która fenomenalnie pokazała ten look. Pani wilkołak od dawna chodziła mi po głowie, a w Halloween fajnie jest się pobawić w tego typu stylizację. Jestem ciekawa cz moja propozycja na tegoroczną noc duchów Ci się podoba, daj znać w komentarzu i napisz, za co Ty się w tym roku przebierasz?


Co warto kupić w Rossmannie? | Produkty do ust i paznokci 2015

          Rossmann znów atakuje nas wielką promocją na kosmetyki kolorowe! Tym razem promocja startuje jutro, czyli 2.11 i zaczyna się od produktów do ust i paznokci. Przy poście informacyjnym niektóre z czytelniczek wyraziły chęć, abym poleciła kolejne produkty, na jakie warto zwrócić uwagę podczas listopadowej przeceny. W związku z tym, zapraszam dziś na post z propozycjami produktów, które warto kupić w Rossmannie.



          Pierwsza część pormocji, jak wspomniałam obejmuje produkty do ust i paznokci. Jeżeli chodzi o tą drugą kategorię, to tak naprawdę nic od poprzedniej promocji wśród moich rekomendacji się nie zmieniło, więc polecam zajrzeć tutaj ], gdzie pisałam zarówno o produktach do ust (które wciąż uważam, że warto kupić) jak i lakierach do paznokci. W pierwszej grupie pojawiło się kilka rzeczy, na które chciałabym zwrócić uwagę, w związku z czym powstaje dzisiejszy post.

Image may be NSFW.
Clik here to view.
Co warto kupić w rossmanie


Lovely, Perfect Line - tanie i dobre konturówki do ust. Sama na nie zapoluję, są w trzech odcieniach więc przy takiej promocji warto się skusić na wszystkie. Kredki są miękkie, trwałe i mają fajne, nie nachalne kolory. Chociaż ja już znalazłam idealne konturówki (z Golden Rose oczywiście), to nie omieszkam sprawdzić i te produkty. Cena 6zł/szt poza promocją.

Eveline, Aqua Platinium - tanie i mocno nawilżające dla bardzo suchych ust. Nie podkreślają suchych skórek, ale skupiają się na nawilżeniu. Ładne kolory, pigmentacja również na plus. Choć sama ich nie mam, miałam okazje się nimi bawić i oglądać w sklepie nie raz. Cena: 9zł

Maybelline color sensational, creamy mattes- nie wiem czy produkt już się u nas pojawił, ale jeżeli tak to z pewnością wybiorę jakieś dwa kolory. Widziałam już swatche na Youtube i na zagranicznych blogach i muszę powiedzieć, że te matowe pomadki wyglądają bardzo przyjemnie! Jeżeli nie wejdą przed promocją, to na pewno skuszę się na jakiś kolor później. Cena: ok 20zł (przypuszczam)

L'oreal Color Riche Extraordinaire - (na zdjęciu omyłkowo wycofane Rouge Shine Caresse) nawilżające pomadki w płynie na bazie olejów przeznaczone dla suchych ust. Fajne połączenie błyszczyku z pomadką, która dodatkowo nawilża, nie podkreśla suchych skórek jednocześnie zostawiając na nich mocny kolor. Bardzo przyjemne w obsłudze, ale poza promocją zdecydowanie za drogie! Cena: ok 55zł regularnie.

Astor, Soft sensation lipcolor butter - długo się przed nimi broniłam, ale są to fajne nawilżające kredki do ust, które cechuje bardzo fajne napigmentowanie. Nie wżerają się w usta tak jak kredki z Rimmela, ale są równie wygodne w obsłudze i w fajnych kolorach.

          Reszta moich rekomendacji odnośnie tej części promocji znajduje się tutaj: [ klik ], nie chciałam ponownie wspominać o tych samych produktach. Jednakże warto zwrócić uwagę na pomadki Bourjois, nie tylko rouge edition velvet. Godne uwagi są również kredki do ust Rimmela, ale pozostałe produkty omówiłam w podlinkownym poście.
          Listopad to miesiąc zabójstw naszych portfeli. Dlaczego? Ponieważ poza promocją w Rossmanie pozostałe drogerie również zarzucają nas rabatami. Hebema również podzieloną promocję [ klik w gazetkę ], tam jednak znajdują się również między innymi balsamy do ciała, korektory jak i kosmetyki do pielęgnacji twarzy. Natura również wychodzi na przeciw swoim klientom i obniża ceny na kosmetyki kolorowe ż o 40%, a wiecie co fajnego jest w Naturze? Kobo, Catrice, Essence! Cała gazetka [ tutaj ]. Drogeria Super Pharm nie pozostaje dłużna i też ma dla nas sporo produktów przecenionych, a wszystkie znajdują się [ tutaj ]

          Także listopad to zdecydowanie miesiąc zachęcający do zakupów kosmetycznych. Ja już swoją listę mam, nie jest długa, ale na pewno wpadnie w moje ręce coś ciekawego. A Ty planujesz wyprawę na kosmetyczne zakupowe szaleństwo?



Haul dla ducha, czyli kilka słów o szlachetnej paczce

          Jestem przekonana, że nie jest ci obcy temat szlachetnej paczki. W końcu projekt kończy w tym roku już 15 lat. Szlachetna paczka pomaga ludziom wyjątkowym, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej. Tak długa działalność świadczy o tym, że to ma sens! Z okazji tegorocznej rocznicy mam dla Ciebie propozycję. Dołóż coś od siebie, aby w tym symbolicznym okresie uzbierać rekordową kwotę. Co Ty na to? Dzięki Tobie i mnie jakaś wspaniała rodzina może otrzymać coś, czego nie mogą kupić sobie sami.


          Zanim jednak zdecydujesz się na pomoc, czuję się zobowiązana powiedzieć Ci kilka słów o szlachetnej paczce. A właściwie przytoczyć Ci najważniejsze informacje jakie udało mi się uzyskać:
"W Paczce staramy się dotrzeć do osób żyjących w niezawinionej biedzie, czyli takich które z niezależnych od siebie przyczyn, znalazły się w bardzo trudnej sytuacji. To głównie osoby starsze i samotne, rodziny wielodzietne i te dotknięte chorobą lub niepełnosprawnością, samotni rodzice oraz Ci, których spotkało nieszczęście."
          Uważam, że idea Paczki jest bardzo szlachetna. Nie zawsze życie jest usłane różami, nie zawsze z naszej winy coś idzie nie tak. Niektóre rodziny mają taką sytuację przez Państwo, przez wypadek losowy, bądź po prostu brak szczęścia. Czemu by im nie pomóc? 
"Szlachetna paczka łączy 10 000 wolontariuszy, którzy w swojej miejscowości poszukują rodzin w potrzebie. Wolontariusze spotykają się z rodzinami, by porozmawiać i poznać ich potrzeby. To dzięki wolontariuszom Darczyńcy wiedzą, co powinno znaleźć się w przygotowywanym przez nich prezencie, aby ta pomoc rzeczywiście miała sens. "
          To jest właśnie to, czego zazwyczaj brakuje w wielu tego typu organizacjach. Indywidualne podejście, chęć pomocy konkretnym rodzinom i oczywiście możliwość poznania potrzeb osób poszkodowanych. Bardzo podoba mi się to, że każda rodzina otrzymuje paczkę dostosowaną do potrzeb. Wielodzietne rodziny otrzymają pomoc dla dzieci, zaś osoby starsze pomoc, która ułatwi im życie. Czyż to nie wspaniałe? Jest to ogólnopolski projekt pomocy bezpośredniej, w którym to właśnie Darczyńczy przygotowują paczki dla potrzebujących rodzin. 
"W ciągu 15 lat trwania projektu pomoc otrzymało 90 000 rodzin. Tylko w 2014 roku było to 19 580 rodzin - to aż 76 746 osób. 41 236 824 zł to łączna wartość pomocy przekazana przez darczyńców rodzinom w potrzebie (czyli łączna wartość prezentów, które trafiły do Rodzin).  805 000 - tyle osób już połączyła SZLACHETNA PACZKA w tym roku. To ponad 2,5% Polaków! Średnio 36 osób osób przygotowywało jedną Paczkę."
          Liczby mówią same za siebie. Szlachetna paczka ma sens. ludzie działają i przynosi to pozytywne rezultaty. Ja sama co roku w okolicach świąt staram się przekazać jakąś kwotę na jedną z organizacji, które pomagają rodzinom w trudnej sytuacji. W tym roku będzie to właśnie szlachetna paczka. A Ty? Dołożysz się w tym roku?
     
Jeżeli tak, to możesz to zrobić klikając [tutaj] lub w powyższy baner.

Płyny oczyszczające FOREO

          Już jakiś czas temu w moje ręce wpadły dwa płyny do oczyszczania z Foreo. Otrzymałam wersję na dzień, jak i na noc co pozwoliło mi dokładnie oczyścić cerę zarówno zaraz po przebudzeniu, jak i chwilę przed spaniem. Dzisiaj nadeszła pora, abym przybliżyła Ci moje wrażenia z użytkowania obu płynów. Ponieważ pielęgnacja twarzy to dla mnie podstawa każdego dnia, używanie płynów Foreo weszło mi w nawyk, podobnie jak użytkowanie szczoteczki. Zresztą to właśnie z nią dzienny i nocny cleanser mają działać najlepiej. 



          W ramach wstęp wspomnę, że prawidłowe oczyszczanie twarzy to absolutna podstawa nie tylko zabiegów kosmetycznych, ale i nieskazitelnie wyglądającego makijażu. Odpowiednie oczyszczenie twarzy przygotowuje ją do zastosowania ulubionych kremów, które na pewno przyniosą lepsze rezultaty. Musisz być świadoma tego, że Twoja skóra, niezależnie od pory dnia, wymaga odpowiedniej pielęgnacji. Poranek powinien przynieść naszej cerze odświeżenie, rozświetlenie i ochronę przez zanieczyszczeniami z całego dnia. Wieczór powinien przynieść ukojenie i oczyszczenie z toksyn czy resztek makijażu.
          Co ważne płynów nie trzeba używać ze szczoteczką Foreo, ponieważ świetnie sprawdzają się również wmasowane w skórę zwilżonymi palcami. Aczkolwiek najgłębsze oczyszczenie i najlepsze efekty można osiągnąć stosując je właśnie wraz ze szczoteczką. Więcej jednak o tym, poniżej.


          Płyny do mycia twarz Foreo to innowacja do zabiegów kosmetycznych, które możesz wykonywać sama w domu. Ich unikalne formuły, naturalne składniki o wysokiej skuteczności, dopasowane są do każdego rodzaju cery, nawet dla wrażliwej (jak moja). Najważniejszymi elementami płynów Foreo jest ich unikalna formuła oraz dobór drogocennych składników, ekstraktów roślinnych, naturalnych elementów, które były wyselekcjonowane ze względu na najlepsze efekty. AKTYWACJA T-SONIC™ zmienia konsystencję płynów co stymuluje składniki aktywne do lepszego wchłaniania i wnikania w głębsze partie skóry. Ponadto używanie ich ze szczoteczką Foreo wzmacnia działanie składników. 
          Jak używać płynów oczyszczających Foreo? Oczywiście jest to banalnie proste. Wystarczy wycisnąć 1,5 pompki na palec i nałożyć na suchą twarz. Następnie zwilżoną szczoteczką Foreo Luna rozprowadzić produkt na twarzy przez minutę. Do uzyskania większej piany, wystarczy ponownie zwilżyć szczoteczkę. Zasada jest taka sama w przypadku rozprowadzania produktu za pomocą palców.


DAY CLEANSER, Awakening radiance yogurt - specyficzna, jogurtowa konsystencja płynu sprawia rano wiele frajdy. Początkowo bawię się z produktem typowo jogurtowym, a po chwili mam na policzkach delikatną, niesamowicie przyjemnie pachnącą pianę. Podczas porannego rytuału oczyszczania otacza mnie bardzo przyjemna woń moreli z mandarynką. Day cleanser składa się w 95% ze składników naturalnych, w tym z wyciągu z bergamotki, która jest odmianą pomarańczy bogatej w witaminę C. Dodatkowo gwarantuje oczyszczeni i ma właściwości przeciw utleniające, orzeźwia i ujednolica skórę. Probiotyki dostarczają skórze odżywcze i aktywne elementy, które będą chronić skórę przed codziennymi zanieczyszczeniami. Wyciąg z mandarynki, której pulpy są bogate w cukry, witaminy i minerały, które dodają skórze energii, oczyszczają i tonizują. Ekstrakt z moreli, którego zadaniem jest nawilżenie, odżywienie i ochrona skóry.

NIGHT CLEANSER, Celestial Melting Gel - w tym wypadku mam do czynienia z produktem o żelowej konsystencji, który ma zatopione w sobie drobne cząsteczki. Podczas stosowania zmienia się w aksamitne, lekko spienione mleczko oczyszczające, które delikatnie, ale dokładnie zmywa zanieczyszczenia i resztki makijażu. Pozostawia skórę idealnie czystą, miękką i tak gładką, że mam ochotę ciągle jej dotykać. Płyn do oczyszczania na noc w 97% składa się ze składników pochodzenia naturalnego. Meteoryt, jako rzadki i cenny element w pielęgnacji skóry, który skutecznie i dogłębnie oczyszcza skórę, dodatkowo złuszczając ją i pozostawiając jedwabiście gładką. Bałam się, że te drobinki będą podrażniać moją naczyniową cerę, na szczęście nic takiego nie ma miejsca. Wyciąg z Moringa, a dokładnie ekstrakt z peptydów nasion doskonale eliminuje cząsteczki zanieczyszczeń pozostałe na skórze. Słodkie migdały, właściwie olejek migdałowy oraz wyciąg z orzechów intensywnie odżywiają skórę, dzięki czemu uspokajają ją, zmiękczają i dodatkowo nawilżają.


          Stosuję oba produkty regularnie już jakiś czas i nie zauważyłam negatywnej reakcji mojej cery na płyny. Obawiałam się, że wersja na noc, ze względu na drobinki podrażni moje naczynka, ale na szczęście skóra nie zareagowała na nie negatywnie. Wręcz przeciwnie, od kiedy zaczęłam stosować płyny mam wrażenie, że moja skóra nigdy nie była tak miękka. Bałam się przesuszenia, o którym słyszałam w przypadku płynu na dzień, ale na mnie zadziałał rewelacyjnie. Dzięki tym produktom mam pewność, że moja skóra jest nieskazitelnie czysta, a produkty, które nakładam po ich użyciu działają z maksymalną siłą. Z obu produktów jestem bardzo zadowolona, chociaż są drogie (płyn na dzień 124,90zł, na noc 149,90zł) to ich wydajność jest rewelacyjna, a działanie rekompensuje tak wysoką cenę. Plusem jest również to, że NIE trzeba używać ich ze szczoteczkę Foreo. Jak wykończę oba kosmetyki, ciężko będzie mi znaleźć odpowiedni zamiennik, ale jestem pewna, że spróbuję czegoś nowego - tak to już jest, blogerka lubi nowości!


          Apropos nowości, to płyny oczyszczające Foreo pojawiły się w polskich Douglasach w październiku, także są to bardzo nowe produkty. Co bardzo podoba mi się w polityce firmy, to fakt, że znowu nie zapomnieli o facetach! Przygotowali dla nich oczyszczający płyn do mycia twarzy, for MEN - rewitalizujący żel do codziennego użytku. Obstawiam, że wersja dla nich jest równie dobra, więc panowie będą zadowoleni. W dodatku w październiku firma wypuściła na rynek ekskluzywną i wyjątkową szczoteczkę do zębów ISSA, której recenzja również niebawem się pojawi.
  
          Tymczasem muszę powiedzieć, że płyny zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie i chętnie zużyję je do końca, ubolewając nad faktem, że kiedyś będą musiały dobić dna. Oczywiście nie mam zdjęć przed i po użytkowaniu, nie posiadam sprzętu, dzięki któremu mogłabym pokazać skórę z tak bliska, więc cóż... musisz mi wierzyć na słowo!

Jestem ciekawa Twojego zdania odnośnie płynów. Czy uważasz, że warto wydać na nie taką kwotę? A może preferujesz swoje sprawdzone produkty do pielęgnacji i oczyszczania twarzy?

Czego NIE warto kupić w Rossmannie? | -49%

          Na blogach multum postów z propozycjami i rekomendacjami zakupów. Sama przeglądam takie strony, żeby nie trafić na żadnego bubla. Pomyślałam jednak, że warto napisać również o drugiej stronie medalu, czyli czego NIE kupować na promocji w Rossmannie. Dzisiaj pokażę produkty, o których czytałam negatywne opinie, sama miałam okazję kilka z nich używać i na pewno więcej się na nie nie zdecyduję. Jeżeli chcesz wiedzieć, co na wielkiej Rossmannowej przecenie możesz sobie odpuścić, zapraszam na post.


          Zastanawiałam się jakiś czas czy jest sens tworzyć taki post, ale na Fanpage sporo osób wyraziło zainteresowanie, więc jest! Wiem, że na usta jest już trochę za późno, ale na następną promocje taka informacja też na pewno się przyda. Zaznaczam od razu jednak, że są to moje subiektywne odczucia. To co nie sprawdziło się u mnie, nie znaczy, że nie będzie hitem u kogoś innego. Poza tym, każdy lubi co innego. Nie będę już przedłużać, tylko zapraszam na post, czego NIE kupować na promocji w Rossmannie.




USTA:
Wibo, lip lacquer - czyli produkt, którego zabrakło na grafice. Miałam okazję używać go raz i nigdy więcej! Nie trzyma się, rozwarstwia, robi smugi i wygląda ładnie tylko chwilę po nałożeniu. Później jest coraz gorzej...
Wibo lips, to kiss - jedna z gorszych kredek jakie miałam nieprzyjemność używać. Kompletnie nie trzyma się ust i w dodatku nie ładnie na nich wygląda. Rozwarstwia się i robi takie dziwne zgrubienia na ustach. NOPE!
Bourjois, Aqua Laque - miałam wielkie nadzieje, sprawdziłam kilka kolorów i samodzielnie trzymają się bardzo słabo. W połączeniu z matami tej firmy, zachowują się świetnie, ale solo... Dla mnie strata pieniędzy. Ponadto część z nich rozwarstwia się już w opakowaniu. Duże rozczarowanie po tak świetnych produktach jak Rouge Edition Velvett [recenzja] .


PAZNOKCIE:
Sally hansen xtreme wear - są to lakiery, któr długo schną i kolor trzeba budować warstwami, które niestety nakładając się na siebie tworzą brzydkie zacieki. Jak jednak uda mi się w końcu uzyskać porządne krycie, to ścierają się i odpryskują chwilę po nałożeniu...
Manhattan lakiery - kiepska trwałość, szybko się kruszą i robią smugi. Nie ważne jakiej serii jest lakier, za każdym razem miałam z nim ten sam problem. Odchodził płatami...

OCZY:
max factor 2000 - jeden z najbardziej kultowych tuszy. Dla mnie... przereklamowany. Nie robi efektu wow. Skleja rzęsy, kruszy się, poza tym ma klasyczną szczoteczkę, a ja zdecydowanie wolę silikonowe. Nie wiem o co tyle szumu, a naprawdę dałam mu mnóstwo szans. Z własnego doświadczenia, nie polecam!
Lovely, False lashes - nie daje prawie żadnego efektu na rzęsach, strasznie się sypie, a o trwałości nie ma w ogóle co marzyć. Tani słaby i nie  godny uwagi, radzę omijać go szerokim łukiem. Szczególnie, jeżeli chcesz aby Twoje rzęsy wyglądały naprawdę dobrze. Nie tędy droga!
Maybelline color tattoo - dla mnie najsłabsze cienie w kremie. Oczywiście poza wersją matową, która jest zdecydowanie lepsza. Całej reszty bardzo nie lubię, zbiera się w załamania, nie  utrwala i ma słaby pigment. Nie przepada i zdecydowanie odradzam.

TWARZ:
Bourjois Flower Perfection - wiele osób mi go polecało ze względu na krycie, niestety nie dość, że wcale nie jest taki mega kryjący to rozwarstwia się W dodatku jest dość ciężki, więc w konsekwencji zapycha. Używałam jedynie 2-3 razy, a znalazłam spoko nieprzyjaciół na buzi.
Bourjois Air matt - jak dla mnie wybór kolorystyczny to porażka, kolory są za ciemne, za pomarańczowe i mocno zmieniają kolor po nałożeniu na twarz. Najjaśniejszy kolor, który jest okropny, utlenia się i odcina na buzi. Kryciem też nie powala, więc ją jestem na nie.
Astor Perfect Stay Concealer 24 h - jego największym minusem jest go, że się waż,y. Zaraz po tym okazuje się, ze wchodzi w zmarszczki, a na domiar złego:  kiepsko kryje. To korektor zdecydowanie nie dla mnie.
Wibo, deluxe brightener - przede wszystkim jest zdecydowanie za jasny, a właściwie za biały. Nie sadze aby komuś  odpowiadał jego kolor. W dodatku prawie nie kryje, ją używam go jedynie do podbicia łuku brwiowego bo to miejsce ładnie rozświetla. Moik zdaniem nie nadaje się do niczego innego... Kiepścizna i tyle.


Na  te produkty radzę uważać. Ją ich nie lubię, dla mnie to totalne buble. Ale wiadomo,  każdy lubi co innego! Jakie są Twoje typy czego nie kupować?

Ale jak zwykle pełną gazetkę promocji w Rossmannie możecie zobaczyć [tutaj] i wspomnę jeszcze, że w Drogerii Natura jest teraz -40% na kosmetyki do makijażu [klik]. Poza tym SuperPharm ma też teraz duże rabaty [klik] i Hebe nie pozostaje obojętne na rabaty. Gazetka tej drogerii jest [tutaj] także, zasypują nas teraz promocjami, a portfel płacze...

Nowości kosmetyczne, czyli haul październikowy!

          Kosmetyki to moja słaba strona, ale to chyba nic nowego. Szczególnie jeżeli czytasz mnie od dawna. Jeżeli nie, to coś Ci powiem: kosmetyki to moja słabość! Tak, nie będę tego ukrywać bo po prostu się nie da... Dzisiaj przyszła pora na październikowe zakupy. Nie ominęły mnie zarówno niektóre promocje, jak i nowości na rynku, których byłam niezmiernie ciekawa. Jeżeli jesteś ciekawa jakie kosmetyczne cudeńka dołączyły do mnie w tym miesiącu, zapraszam na dzisiejszy post! A gwarantuje, będzie co oglądać.


Image may be NSFW.
Clik here to view.


         Przede wszystkim muszę jak zawsze zacząć od kolorówki. Nie mogło się przecież obyć bez smaczków makijażowych. Tym razem sprawiłam sobie najnowszą paletę Zoeva, En taupe, która spodobała mi się, jak tylko zobaczyłam jej zapowiedź. Paletę Too faced, Bourdoir eyes wybrałam podczas realizacji bonu urodzinowego w Sephorze i przy zamówieniu skorzystałam z kodu na 4 miniaturowe produkty marki Too faced. W związku z tym w paczce dostałam dodatkowo bronzer Chocolate soleil, pomadkę Melted w kolorze Peony oraz bazę pod makijaż Primed&poreless oraz pod cienie Shader insurance.


          Październik był miesiącem typowo jesiennym, a ja tej jesieni mam ochotę na mocne, jagodowo malinowe usta. W związku z tym zaszalałam i skusiłam się na cudowną, przepiękną pomadkę firmy Dose of colors, w kolorze berry me 2. Ciemna, mocna i matowa, przez co niestety bardzo wysuszająca. Idealna na jesień, a kolor na ustach pokazywałam na Instagramie [klik]. Razem z pomadką zamówiłam rzęsy Sweet Romance, House of lashes. Marka, którą długo chciałam przetestować okazała się godna uwagi nie tylko ze względu na wybór modeli rzęs, ale i jakość wykonania. Już teraz wiem, że nie jeden model wpadnie w moje ręce, bo ten który mam jest świetnej jakości. A nałożone wyglądają tak: [klik].

Image may be NSFW.
Clik here to view.



         Będąc na początku października w Warszawie oczywiście nie mogłam nie zajść do salonu MAC cosmetics, ale tym razem wyszłam jedynie z bazą do tłustej cery Oil control. Musiałam też uzupełnić kufer o puder oraz kamuflaże z marki Kryolan, więc zdecydowałam się na zamówienie z ladymakeup.pl. Pierwszy produkt to fixing powder z serii derma color, czyli wodoodporny. Kółeczko kamuflaży tej samej firmy, świetnie sprawdza się na mocne cienie pod oczami, ale i na niedoskonałości twarzy. Podobne kółeczko, ale tym razem do konturowania, zaprojektowane przez Daniela Sobieśniewskiego dla firmy KOBO, kupiłam sobie podczas promocji na kolorówkę w Drogerii NaturaKlej duo to podstawa w moim kufrze, bez niego żadne rzęsy nie wyglądają perfekcyjnie i udało mi się trafić duże opakowanie w bardzo fajnej cenie. Korektor z Maybelline fit me, to dla mnie nowość i niestety niedostępny produkt na rynku polskim. Mam to szczęście, że mam super znajomych za granicą (Jaśmina! :*) i w moje ręce trafił nie tylko korektor, ale i paleta, którą mam dla Was przygotowaną.
          Wśród październikowych zdobyczy nie zabrakło pędzli Zoeva. Musiałam dokupić sobie genialny model 231 petit crease, który uwielbiam i mniejszą kuleczkę 225 eye blender, która okazała się rewelacyjna. Pędzel 233 creamy shader wybrałam ze względu na to, że bardzo lubię taki typ do nakładania korektora pod oczy i kolejny był mi oczywiście niezbędny. Natomiast 128 cream cheek to kolejny świetny pędzel do policzków. Jestem bardzo zadowolona z tych pędzli i cieszę się, że udało mi się je kupić jeszcze z niewielką zniżką.


                    Nie byłabym sobą jakbym nie kupiła też czegoś do włosów. Niestety na zdjęcia znowu nie załapała się moja ukochana odżywka Nivea Long repair, choć kupiłam dwie, żeby na pewno jedną pokazać! Skleroza nie boli, więc na zdjęciu znajduje się odżywka Natur Vital z żeń-szeniem i szałwią. Eksperymentalnie chciałam sprawdzić olej jaśminowy, choć pewnie zanim zacznę go używać minie sporo czasu (kilka olejów czeka na wykończenie...). Fixer z KOBO to już moje trzecie opakowanie i wciąż bardzo go lubię, recenzja: [klik]. Wizyta w Warszawie zaowocowała jeszcze w postaci dwóch żeli antybakteryjnych, które zmieniły opakowania, co mnie osobiście absolutnie się nie podoba. Poprzedni kształt był bardziej w moim guście, w dodatku pojemność jest taka sama, a cena wyższa... Nie ładnie Bath and body works, nie ładnie... Lakier Essie był dodatkiem do kosmetyków z wysp od Jaśminy, idealny na święta! Krem BB to gratis do zakupów z glowstore, a ponieważ ma całkiem zacny kolor kiedyś pojedzie ze mną w Polskę. 



          Nie mogłam zapomnieć o jednym z Halloweenowych zapachów Yankee Candle, Witches' brew! Nie dość, że od niedawna mam sklep z woskami pod nosem, to jeszcze ciągle mają coś nowego do zaoferowania! Idzie zwariować... Ale to całkiem miłe szaleństwo. Choć zapach nie do końca w moim stylu, byłam go bardzo ciekawa. Jeszcze nie odpaliłam, ale kto wie? Może dziś?

          Uff! Jeżeli udało Ci się dotrwać do końca to jesteś niezła! Trochę zrobił mi się z posta tasiemiec, ale że sama lubię oglądać nowości, mam nadzieję że i Ty miałaś przyjemność z mojego posta. Koniecznie daj znać czy coś wpadło Ci w oko, albo o czymś chciałabyś poczytać więcej?


One brand makeup: Melkior Professional + paleta dla WAS!

          Dawno nie było żadnego makijażu, a ten, który chcę dziś pokazać przygotowałam już jakiś czas temu. Czekałam jednak z publikacją ze względu na niespodziankę jaką mam dla Ciebie pod koniec tego posta. Ponieważ blog wciąż się rozwija i ciągle przybywa czytelników, bardzo chciałabym podziękować tym, którzy są ze mną. Ale zanim do tego przejdę, chcę powiedzieć kilka słów o dzisiejszym makijażu, jak i marce, która jest głównym bohaterem dzisiejszego posta. 


              Melkior Professional pojawiła się na rynku polskim dość głośno. Coraz częściej zauważałam ją wśród wielu popularnych youtuberek  i blogerek działających aktywnie w strefie makijażowej. Ja firmę znałam już wcześniej, czytałam i słyszałam co nieco. Było mi niezmiernie miło kiedy firma zaprosiła mnie na warsztaty w Warszawie (relacja niebawem) i bardzo ucieszyłam się z możliwości współpracy. Pomysł w mojej głowie pojawił się od razu: one brand makeup. 
          Zanim przejdę do makijażu, kilka słów o samej firmie. Melkior to firma, która przede wszystkim oferuje produkty makijażowe, ale nie zapomina również o artykułach związanych z paznokciami. Co ważne kosmetyki tej marki nie mają wygórowanych cen, dzięki czemu może pozwolić sobie na nie każda kobieta, nawet ta, która nie lubi wydawać zbyt dużych kwot na kosmetyki. Co mnie urzekło to fakt, że firmę założyło dwóch mężczyzn, którzy chcieli sprostać wysokim wymaganiom kobiet. Dzięki pasji i zaangażowaniu pracowników mogę mieć pewność, że trafiają do mnie produkty najwyższej jakości, przygotowane przez najlepszych specjalistów.



           Już na warsztatach miałam okazję z bliska przyjrzeć się kosmetykom marki Melkior, a szczególnie urzekły mnie cienie. Nie dość, że mają sporą gramaturę (3,2g), to powalają bardzo dobrą pigmentacją - a dowód na to znajduje się powyżej. Wybór kolorystyczny jest ogromny, podobnie jeżeli chodzi o wykończenia. Marka oferuje cienie matowe, satynowe, perłowe jak i metaliczne, co mim zdaniem jest świetnym posunięciem przy tak wymagającym aktualnie kliencie. Ale nic mnie tak w sobie nie rozkochało, jak pomadki! A właściwie ta jedna jedyna, najcudowniejsza! Mam na myśli kolor, który mam dzisiaj na ustach: deep love. Przepiękny, soczysty ciemny, mocno śliwkowy róż wpadający w czerwone wino. 
          Do wykonania dzisiejszego makijażu użyłam w 90% produktów wspomnianej marki, ale ze względu na brak pudru, różu, bronzera czy pudru do brwi musiałam się posilić innymi produktami. Wszystko wypisałam zaraz pod zdjęciami makijażu. Wspomnę jeszcze, że tego dnia miałam ogromną ochotę na coś mocno jesiennego i myślę, że udało mi się to osiągnąć. Jestem ciekawa jak makijaż Ci się podoba, więc koniecznie daj znać w komentarzu.


          Miałam w swoich rękach sporo produktów od Melkior Professional i powiem szczerze, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona świetną jakością produktów. Cienie do oczu świetnie się blendują, nie robią plam i co ważne, nie tracą koloru podczas rozcierania. Intensywność można bez problemu budować, troszkę się osypują, ale to nie jest wielki problem podczas malowania, jeżeli pamięta się  o strzepnięciu pędzla. Podkład musiałam zmieszać z produktem innej firmy bo kolor do mnie nie pasował, ale nie stwarzał problemu podczas mieszania i na skórze wygląda bardzo ładnie. Poza cieniami i pomadką urzekł mnie jeszcze rozświetlacz, a właściwie wszystkie rozświetlacze. W moje ręce wpadła przepiękna wersja Winter glow i ta podoba mi się najbardziej. Daje delikatne, ale stanowcze rozświetlenie, naturalnie rozjaśniające skórę. 



Produkty jakiś użyłam:
Twarz:
- Melkior Professional, luminouw make-up base
- Melkior Professional, defining foundation, Ivory
- puder Ben Nye neutral set
- Melkior Professional, Illuminating Powder, Winter Glow
- KOBO, nubian desert
- NARS, deep throat
Oczy:
- Mac paint pot, soft ochre
- Melkior Professional cienie: Natural skin, Old brick, Prune, Red leaf, Gold metal, 
- rzęsy Eylure 114, 

Brwi:
- Golden Rose, eyebrow powder nr 106
- L'oreal, brow artist plumper

Usta:
Melkior Professional, Deep love lipstick

Image may be NSFW.
Clik here to view.



    
      Na koniec mam dla Ciebie mam niespodziankę! 

          Jeżeli masz ochotę zgarnąć 6 dowolnie wybranych cieni marki Melkior Professional wraz z paletką magnetyczną wystarczy, że w komentarzu napiszesz jakie cienie chciałabyś dostać! Poza tym musisz wykonać jeszcze dwie rzeczy:
- obserwować publicznie bloga www.agwerblog.pl
- polubić FB: aGwer oraz Melkior Professional Polska
          Po wykonaniu tych czynności, dodaj do swojego komentarza informację: jakie cienie chciałabyś wygrać, i pod jakimi nazwami obserwujesz bloga i lubisz oba profile na FB. Bawimy się od dziś do 22.11 i mam nadzieję, że nagroda Ci się podoba! Cienie wybierz tutaj.
Aha! Jak masz ochotę możesz śledzić mnie również na insta www.instagram.com/agwer_blog i też daj znać w komentarzu :)


POWODZENIA!!!

Regulamin:
1. Aby wziąć udział rozdaniu musisz mieć ukończone 18 lat, lub mieć pisemną (zeskanować i wysłać) zgodę rodziców na wzięcie udziału.
2. Nagroda jest sponsorowana przez markę Melkior Professional.
3. Wysyłam nagrodę tylko na terenie Polski za pomocą Poczty Polskiej, chyba że komuś z zagranicy bardzo będzie chciał wziąć udział musi wtedy pokryć koszty przesyłki.
4. Rozdanie będzie trwało 14 dni chyba że w trakcie jego trwania zdecyduję inaczej o czym na pewno Was poinformuję.
5. Termin rozdania,w którym możecie wysyłać swoje zgłoszenia to: 09.11 - 22.11.2015 do 23:59.
6. Blogi założone tylko do rozdań NIE będą brane absolutnie pod uwagę.
7. Osoby, które pojawią się w obserwowanych/polubieniach na FB i zniknął nie będą miały możliwości brać udziału w kolejnych rozdaniach, nie trudno jest to sprawdzić. Osoby które wcześniej zniknęły z wspomnianych miejsc i teraz wrócił ponownie, również nie będą brane pod uwagę!
8. Zgłoszenia zostawiajcie w komentarzach, w innych miejscach (np. FB) nie będą brane pod uwagę.
9. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)
10. Po ogłoszeniu zwycięzcy będę czekać 3 dni na maila z danymi, na adres: agnieszka.agwer@o2.pl


Co warto kupić w Rossmannie? | produkty do oczu -49%

          Drugi etap promocji w pełni! Została jeszcze chwila przed trzecią częścią Rossmannowych rabatów. Dziś, z lekkim poślizgiem chciałam Ci polecić produkty do oczu, które do 14.11 można jeszcze kupić na promocji -49% w drogeriach Rossmann w całej Polsce. Wśród dzisiejszych produktów znajdzie się kilka perełek, które odkryłam w ciągu ostatnich miesięcy i zachwycam się nimi do teraz. Jeżeli jeszcze nie zrobiłaś zakupów, lub chciałabyś jeszcze coś sobie sprawić, zapraszam na dzisiejszy post! 

   
          Dla przypomnienia promocja na produkty do oczu trwa od 7-13 listopada, zaś 14-20.11 przeceniona będzie trzecia część produktów, czyli kosmetyki kolorowe do twarzy. Ponieważ zostały jeszcze dwa dni podczas, których można w fajnej cenie kupić naprawdę świetne produkty, chciałam dorzucić do tego swoje trzy grosze. Rossman ma w swojej ofercie wiele firmy godnych uwagi i większość z nich przejrzałam, ale wybrałam te najlepsze moim zdaniem, które u mnie się genialnie sprawdziły. Nie będe jednak powielać tego, co proponowałam przy okazji poprzedniej promocji, więc rzuć jeszcze okiem [tutaj].


Maybelline, masterGRAPHIC - moje niedawne odkrycie. Ma gruby (ale nie za gruby) odpowiednio ścięty, ostry aplikator. Jest twardszy od gąbeczek, ale dzięki temu jest bardzo precyzyjny. Bardzo go lubię i choć nie daje ekstremalnie intensywnej czerni, to bardzo szybko i sprawnie się nim pracuje. Będzie idealny dla osób, które uczą się malować kreski. Cena regularna ok 35zł
Astor, Stimulong Liquid Eyeliner - ten eyeliner jest raczej skierowany do tych kobiet, które preferują cieniutkie kreseczki, bo z namalowaniem grubszej będzie sporo roboty. Jest dość rzadki, więc wymaga poprawek, ale to świetna opcja na codzień, jeżeli ktoś nie przepada za mocnym efektem. Jego ogromnym plusem jest to, że wysycha na mat i nie odbija się, nie ściera, ani nie podkreśla załamań skóry. Idealny do opadającej powieki. Cena regularna ok. 30zł

Maybelline, BROWdrama- jeden z fajniejszych żeli do utrwalenia brwi, dostępny w drogeriach do stosowania  na co dzień! Ja mam wersję ciemnego brązu i jestem bardzo zadowolona. Na szybkie wyjście, kiedy nie mam czasu na dokłady makijaż brwi, a chcę żeby były odpowiednio utrwalone na parę godzin - to super opcja. Cena regularna to ok. 28zł
L'oreal, Brow artistPLUMPER - ten jest u mnie na pierwszym miejscu jeżeli chodzi o żele do utrwalania brwi z drogeryjnej półki. Lepiej trzyma niż żel z Maybelline, ma bardzo fajny kolor (również dla blondynek) i ma delikatne maleńkie włoski, które ewentualnie mogą wypełniać luki (w co ja nie wierzę, bo nie zdarzyło mi się, żeby jakiś żel idealnie pokrył mi przerwy w brwiach). Mała szczoteczka gwarantuje precyzyjne nałożenie, a utrwalenie trzyma się spokojnie cały dzień. Mocno konkuruje z moim ulubieńcem z Senny. Cena regularna ok. 35zł
Bourjois, BROW design - jeszcze go nie miałam, ale planuję go kupić (nie znalazłam jeszcze w żadnym Rossmannie). Czytałam sporo pozytywów, poza tym na korzyść tego żelu przemawia fakt, że wysycha na całkowity mat. Dla mnie to świetny pomysł i jestem bardzo ciekawa, więc poluję! Mam jeszcze dwa dni żeby go znaleźć, życz mi powodzenia! Cena regularna to ok. 38zł
A jak już w temacie brwi jesteśmy:
L'oreal, Volume milion lashes, So couture - dla mnie jest to mascara idealna. Nie dość, że podkręca rzęsy, wydłuża je i pogrubia to zostawia spojrzenie lekkie i bardzo seksowne. Nie osypuje się w ciągu dnia, nie odbija, nie podrażnia, nie ma trudności w jej zmywaniu - powtórzę się: dla mnie ideał! Cena regularna jest różna jak się okazuje, zależy to od sklepu, raz 45zł raz 60zł, trzeba szukać...
Bourjois, Twist Up The Volume Mascara - jedna z fajniejszych maskar również jeżeli chodzi o te wodoodporne. Fajnie wydłuża rzęsy i dodaje im objętości, dzięki dwóm opcjom malowania rzęs możemy osiągnąć dwa różne efekty. Pierwszy z nich wydłuża i rozczesuje rzęsy drugi, przy zmniejszonej szczoteczce, dodaje objętości. Dopiero pod koniec użytkowania można zauważyć delikatne osypywanie, ale poza tym ma świetny kolor i super trwałość. Cena regularna 45zł

Maybelline, Color Tattoo Matte - z czystym sumieniem i bardzo gorąco polecam kolory creme de rose oraz creme de nude. Są to dwa odpowiedniki Paint potów z MAC cosmetic. Kolejno: soft ochre i painterly. Świetnie trzymają się powieki, doskonale wyrównują koloryt i genialnie trzymają cienie. Makijaż oka trzyma się bez żadnych zmian przez cały dzień, ponad 12h, nie ważne jakimi cieniami je pomaluję. Ja jestem zauroczona i cieszę się, że znalazłam tańszy zamiennik MACowych cieni w kremie. Jak czas pozwoli na dniach pojawi się recenzja. Cena regularna 25zł
MaxFactor, Kohl Pencil Eyliner - chodzi mi konkretnie o kolor 090, sama go nie posiadam, ale miałam okazję używać. Kolor jest cielisty, ale jasny przez co przepięknie otwiera oko. Dość trwała, ale jak to na linii wodnej, kredka nie przetrwa całego dnia. Jest to produkt, na który warto zwrócić uwagę, ale ja bym się kierowała raczej do natury po kredkę z Essence. Cena regularna ok 22zł


           Całą gazetkę Rossmanna znajduje się [tutaj], ponadto warto zajrzeć też do Natury, gdzie aktualnie trwa promocja promocja -40% na kosmetyki kolorowe [klik]. Jeszcze podpowiem, że od 12-25 listopada znów będzie promocja w Sephorze [gazetka klik], dla posiadaczy czarnej kary będzie aż -20%. Ja planuję zakup podkładu Born this way, bo wykończyłam aż 3 podkłady ostatnio i nie mam nawet czego mieszać dla siebie już. Douglas ma też fajne oferty miesiąca [klik].
         Tak, dzięki klikaniu w gazetki wpada mi parę gorszy, także klikaj śmiało!

Matowe cienie color tattoo Maybelline | creme de rose, creme de nude

          Nigdy nie byłam wielką fanką cieni w kremie color tattoo. Próbowałam wielu kolorów, używałam na różne sposoby i żaden kolor nie zrobił na mnie większego wrażenia. Jedynym kolorem, który w miarę lubię jest oczywiście permanent taupe, który służy nie tylko jako cień, ale i pomada do brwi. Dzisiaj jednak będzie mowa o nowościach marki Maybelline, czyli color tattoo mattes. Mam trzy kolory z tej serii, ale dziś chcę przyjrzeć się bliżej moim dwóm ulubieńcom. Jeżeli jesteś ciekawa jak się sprawują i czy warto się nimi zainteresować - zapraszam!



          Cienie color tattoo od Maybelline są zamknięte w zakręcanych, szczelnych słoiczkach o pojemności 4g. To samo tyczy się tych wersji matowych, które niedawno pojawiły się na polskim rynku bodajże w czterech kolorach. W dzisiejszym poście będzie mowa o odcieniach: creme de nude, oraz creme de rose. Oba produkty są z założenia cieniami w kremie, które mogą stanowić cały makijaż oka. Jednakże znaleziono dla nich lepsze zastosowanie - jako bazy pod cienie. I wiesz co? Świetnie się w tej roli sprawdzają!


          Cienie spisują się o niebo lepiej niż ich poprzednie wersje. Dużo łatwiej się je rozciera, ich pigmentacja świetnie wyrównuje koloryt, a pudrowa konsystencja sprawia, że są niesamowicie trwałe. Początkowo są nieco tępe, ale na ciepłych palcach konsystencja nieco się zmienia i jest dużo łatwiejsza w obsłudze, aplikacja pędzlem również nie stanowi problemu. Matowe cienie color tattoo doskonale nadają się na delikatny makijaż dzienny, ponieważ cztery dostępne odcienie są dość neutralne, więc myślę, że fanki delikatniejszego oka będą bardzo zadowolone. Jednakże jak już wspomniałam, to nie jedyna pozytywna cecha tych cieni. Świetnie sprawdzają się w roli bazy pod cienie i dorównują, jak nie przeważają, kultowym już paint potom z MAC cosmetics [recenzja]. Jestem w trakcie testów obu produktów, żeby zrobić porównanie, więc możesz niedługo spodziewać się odpowiedzi na pytanie, czy znalazł się w Polsce idealny zamiennik paint potów?


Creme de nude - to bardzo jasny odcień beżu o żółtych podtonach, w związku z tym pięknie stapia się ze skórą. Cień ma mocny pigment, więc świetnie tuszuje wszystkie zasinienia, zaczerwienienia i widoczne żyłki na powiekach. Idealnie nadaje się do jasnych karnacji i zasinionych powiek. Bardzo dobrze podbija kolory cieni, a makijaż oczu wytrzymuje bez zmian nawet 12h noszenia. Jego neutralność sprawia, że nadaje się pod każde cienie nie zmieniając ich koloru. 


Creme de rose - to już odcień, który w podtonach ma róż, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że delikatny fiolet. Ten odcień nie będzie dla każdego, bo może podkreślać zaróżowienia pod oczami. Jednakże przy użyciu dobrego korektora, nie mamy się czego obawiać. Nie zmienia to faktu, że podobnie jak poprzednik świetnie trzyma makijaż, podbija kolory i jest bezproblemowy w obsłudze. Mnie osobiście kolor się bardzo podoba, stanowi świetną bazę dla wszelakich fioletów, róży i podobnych odcieni. 



          Matowe cienie color tattoo w cenie regularnej kosztują 24,99zł i są dostępne w drogeriach sieci Rossmann, w Super Pharm, ale i w wielu drogeriach online. Do jutra można je kupić -49% taniej na promocji [klik]. Uważam, że za taką jakość i trwałość jaką dają te cienie w kremie, nawet cena regularna nie jest wygórowana. Świetny produkt, o wysokiej jakości dostępny od ręki. Bez wahania mogę polecić każdej kobiecie, która szuka dobrej bazy pod cienie, w korzystnej cenie (nie czuję jak rymuję!).

Jak podobają Ci się matowe cienie color tattoo do Maybelline?

PS. Pamiętasz o promocji -49% w Rossmannie [klik] i -20% w Sephorze [klik]?

Denko wrzesień 2015

          W końcu nadszedł ten moment, kiedy trzeba rozliczyć się z denkiem. Wypadałoby opróżnić torbę z opakowaniami po kosmetykach, ile można je trzymać?! Znów z poślizgiem, ale jest! Denko września 2015 i bez obaw mogę powiedzieć, że jest znowu całkiem spore. Sama nie wiem jak to robię, że co jakiś czas (właściwie co drugi miesiąc) mam naprawdę duże denko. W każdym razie, jeżeli jesteś ciekawa jakie produkty wykończyłam we wrześniu i czy były godne uwagi, zapraszam na dzisiejszy post!



          Przede wszystkim muszę pochwalić się za to, że w końcu znalazło się coś z kolorówki! Może to nie do końca moja zasługa, bo puder jak i korektor często lądowały na twarzach modelek, ale mniejsza z tym. Wrzesień obfitował raczej w pielęgnacyjne zużycia i w związku z tym, zacznę od tej mniejszej, kolorówkowej grupy:
  • Rimmel, 1000 kisses lip tint - mój odcień miał nr 400 i nazywał się Internal flame. Była to taka mocna, wpadająca lekko w brąz, z różowymi nutami brzoskwinia. W pewnym momencie bardzo lubiłam ten flamaster (nawet jest jego recenzja za czasów starej nazwy bloga: [klik]), ale od dłuższego czasu leżał nie używany i po prostu wysechł.
  • Smashbox, Halo Hydrating Perfecting Powder - świetny puder, o bardzo przyjemnej konsystencji miękkiego pyłku. Ładnie stapiał się ze skórą, dobrze trzymał makijaż i nie robił maski. Szkoda, że jest taki drogi, bo kupiłabym go ponownie.
  • Avon, aero volume mascara - tusz, który przez pewną chwilę bardzo lubiłam, ale jak zaczęłam testować nowości to poszedł w odstawkę i sięgałam po niego naprawdę rzadko. Był przyjemny, ale jak znalazłam swój idealny tusz, totalnie zapomniałam o tym. Recenzja [klik].
  • Collection, lasting perfection - korektor, który bardzo długo sprawdzał się w swojej roli, aż nie zaczęłam go używać jako baza pod cienie, gdzie spisywał się rewelacyjnie. Aktualnie mam sporo korektorów, więc nie planuję ponownego zakupy w tej chwili, ale na pewno kiedyś jeszcze do mnie wróci.

          Wśród produktów do włosów też znalazło się co nieco i choć nie udało mi się we wrześniu wykończyć żadnego oleju (pracuję nad tym) to i tak idzie mi coraz lepiej. Przynajmniej w październiku znajdzie się jakiś olej, więc nie jest tak źle! Nie zmienia to jednak faktu, że we wrześniu wykończyłam #niewiemjużktóre opakowanie odżywki Nivea long repair i dla mnie jest ona totalnym hitem, ale o tym już wkrótce.
  • Nivea, long repair - odżywka ideał, moje włosy ją kochają i ja kocham je jeszcze bardziej po zastosowaniu odżywki. Pełna recenzja w przygotowaniu, wiec stay tuned.
  • Apteczka babci Agafii, aktywne serum na porost włosów - to również jest moje ente opakowanie, bo serum bardzo lubię i choć nie daje u mnie spektakularnych efektów, ale zawsze delikatnie popchnie ten przyrost i zahamuje wypadanie. Recenzja: [klik].
  • Kallos, placenta - przyjemna i treściwa maska. Choć nie wywołała na moich włosach efektu WOW jak wersja bananowa. Raczej więcej do niej nie wrócę, ale przydała mi się do robienia masek z gencjaną. Nic nadzwyczajnego.
  • Timotei, róża z jerycha - przyjemny, fajny szampon, który dobrze mył włosy. Chętnie do niego wrócę, chociaż pewnie wciąż będę szukać czegoś nowego i w efekcie sobie odpuszczę. W duecie z odżywką spisywał się bardzo dobrze. Recenzja: [klik]


          W części pielęgnacyjnej również znalazło się kilka ciekawych produktów i w tym przypadku nie jeden z nich z pewnością zakupię ponownie. Część z moich wykończeń to zdecydowanie produkty godne uwagi i mogłabym je zaliczyć do kategorii must have, choć oczywiście nie wszystkie, niestety zawsze znajdzie się jakiś bubel.
  • Garnier, płyn micelarny 3w1 - wydaje mi się, że nie muszę o nim zbyt wiele mówić. Hit nie tylko wśród blogerek i wciąż mój ulubieniec. Jeszcze nie doczekał się recenzji, ale znalazł się w siódemce kosmetyków pielęgnacyjnych, które musisz mieć [klik].
  • Herome, extra strong - odżywka, która bardzo pomogła moim paznokciom, zrobiły się zdecydowanie mocniejsze, dłuższe i ładniejsze. Szkoda tylko, że po odstawieniu wróciły do poprzedniego stanu rzeczy... Będzie poprawka recenzji [klik].
  • Isana, zmywacz do paznokci - najlepszy jaki miałam, must have bez którego nie wyobrażam sobie pracy z moimi paznokciami. Najlepsza tanioszka na świecie.
  • Dove, gendle exfoliating - bardzo przyjemny, delikatny żel pod prysznic. Nie wywołał u mnie efektu WOW, ponieważ to zwykły żel pod prysznic. Do tych produktów rzadko wracam ponownie, bo wybór jest tak ogromny, że szkoda byłoby skupić się tylko na jednym produkcie.
  • Alva, maska do twarzy - to maseczka, którą wygrałam spory czas temu w konkursie, już nawet nie pamiętam jakim. Rzadko jej używałam bo miałam wrażenie, że mnie podrażnia. Za każdym razem miałam mocno zaróżowione policzki, skończyła się data ważności, więc maska powędrowała tam gdzie jej miejsce, czyli do kosza!
  • Syngren, chusteczki do demakijażu - okropne, najgorsze chusteczki do demakijażu jakie miałam. Bardzo ostre, mocno podrażniały oczy jak i skórę twarzy, kupiłam je na wyjazd i musiałam się przemęczyć parę razy. Nigdy więcej ich nie kupię, okropność!! 
  • Bath&body works, żel antybakteryjny - produkt który non stop nosiłam w torebce. Świetna sprawa na wyjazdy, szczególnie w pociągach i tego typu miejscach. Bardzo ładnie pachnie i szybko się wchłania, genialny. Mam w zapasie trzy buteleczki i jestem szczęśliwa!
  • Long4Lashes, odżywka do rzęs - nie zdążyłam jej wykończyć, bo data ważności dobiegła końca, a ja i tak pod koniec używałam jej jedynie do brwi. Niestety, jest to produkt do którego już nie wrócę ze względu na składnik Bimatoprost jaki posiada. Znalazłam idealną odżywkę, która genialnie działa na moje rzęsy [klik]


          Denko z września zbliża się już do końca, zostały mi tylko do omówienia wykończone zapachy. Wśród nich znalazła się kupiona bardzo spontanicznie w TKMaxxświeczka kokosowo melonowa (TAK! Kokosowo melonowa!), nieznanej mi firmy Botanica. Ponieważ zapach totalnie skradł mi serce wróciła ze mną do domu, bo mam za mało świeczek i wosków jakby ktoś się pytał. Pięknie i długo pachniała wypełniając pokoje cudownym, delikatnym aromatem. Wosk Kili Manjaro starts od Yankee Candle był bardzo mocnym, męskim, przyjemnym zapachem. Taki zapach określiłabym mianem seksownego, naprawdę bardzo przyjemny.

          Tak oto wygląda moje denko z września! Kilka hitów i kilka bubli, ale przy takiej ilości produktów, to chyba normalne. Wciąż staram się regularnie zużywać produkty, nie otwierając dwóch z tej samej kategorii i stąd moje denka są dość obszerne. Systematyczność pozwala mi kontrolować co mam, czego mi brakuje i co powinnam dokupić.

Czy Ty też starasz się zużywać wszystko systematycznie?

FACEBOOK | INSTAGRAM | YOUTUBE | TWITTER | SNAPCHAT:agwer_blog

Nowości z Golden Rose | Velvet matte

          Jesień sprzyja u mnie zakupom pomadek. Co roku mam ogromną ochotę na jakieś nowe borda, ciemne fiolety czy intensywne przygaszone czerwienie. Tej jesieni nastąpiło dokładnie to samo i też zapragnęłam nowych kolorów. Tym razem jednak postawiłam na jedną, ale za to sprawdzoną firmę. Golden Rose jakiś czas temu wypuściło trzy nowe kolory pomadek z serii Velvet matte i to właśnie te kolory sobie sprawiłam. Oczywiście nie tylko... Jeżeli masz ochotę zobaczyć jakie nowości z GR dołączyły do mojej kolekcji, zapraszam na post!



          Niestety spóźniłam się na promocję na stoiskach GR, ale przynajmniej założyłam kartę stałego klienta, gdzie zebrałam już sporą część pieczątek. Fajna sprawa by the way: jak zbierzesz 10 pieczątek to otrzymujesz 25% rabatu, a każda pieczątka jest za wydane 20zł lub 25zł. Jak już robisz zakupy w punktach Golden Rose, takie pieczątki powolutku można zbierać bo karta nie ma terminu ważności. Myślę, że na rabat zapracujemy sobie bez problemu, prawda?
         Wracając jednak do tematu zakupów, wybrałam sobie cztery pomadki z serii velvet matte jak wspomniałam na początku i jedną po prostu Golden Rose lipstick. Właściwie każdy kolor poza jednym jest mocno jesienny, a ja tego dnia miałam ogromną ochotę na ciemne, mocne i dopasowane do pogody za oknem usta. Znając jakość pomadek GR byłam pewna, że się nie zawiodę, a kolory są wręcz idealne na tą porę roku! Poza tym skusiłam się na dwie konturówki z serii Dream lips: 520 i 526 - też mocne, typowo jesienne kolory.



          Zdecydowałam się na pomadki: GR lipstick 70, VM 28, 29, 30 i 12. Okazało się, że ostatni numerek zdublowałam, co tylko dowodzi, że bardzo mi się podoba! Wszystkie kolory matowych pomadek, które posiadam pokazywałam w trzech postach: 28, 29, 30, 12 [ klik ] następnie  02, 13, 19, 20 [ klik ] i ostatnie cztery 11, 12, 15 i 17 [ klik ]. Stwierdziłam więc, że nie będę Wam tutaj osobno pokazywać wszystkim kolorów. Poza tym numerek 70 pokazywałam w TOP 10 pomadek na jesień [ klik ]. Natomiast konturówki są bardzo kremowe, mocno napigmentowane i nie tak twarde jak bywają kredki do ust. Ale... pięknie jesienne! Skusiłam się również na lakier Black Diamond, który mam nadzieję uratuje moje znów osłabione paznokcie. Mam wobec niego wysokie wymagania, więc test i recenzja na pewno pojawi się na blogu.
          Natomiast czuję się zobowiązana wspomnieć, że kolor 70 to nawilżająca pomadka z witaminą E i faktycznie daje przyjemne uczucie nawilżenia. Przyjemnie się nosi i choć nie ma takiej trwałości jak maty to i tak muszę z ręką na sercu powiedzieć, że jest bardzo przyjemna w obsłudze. Recenzja na pewno się pojawi, także wtedy bliżej omówię wspomnianą szminkę. 



          Ostatnio firma Golden Rose naprawdę szaleje jeżeli chodzi o jakość produktów i nie mam tu na myśli jedynie pomadek. Aktualnie jestem zakochana w pudrach do brwi, konturówkach i oczywiście pomadkach, a wiem z różnych źródeł, że bronzery i róże również są świetne. Wracając jednak do pomadek, planuję zakup kolejnych sztuk z serii matowej, bo są nie do zastąpienia za taką cenę. Uwielbiam zarówno markę jak ich produktu, nie omieszkam podzielić się opinią na temat innych produktów firmy.

Ty też jesienią szalejesz z ciemnymi kolorami ust? 

FACEBOOK | INSTAGRAM | YOUTUBE | TWITTER | SNAPCHAT:agwer_blog

PS. Działam też na SnapChacie! Możesz dodać mnie wpisując nick agwer_blog lub skanując poniższą ikonkę! Zapraszam! :)

7 ulubieńców października | Golden Rose, Dose of colors, Senna

          Muszę się przyznać, że w tym miesiącu kompletnie zapomniałam o ulubieńcach! Byłam przekonana, że post pojawił się już na początku listopada, a tu taka niespodzianka! Jak to mówię: skleroza nie boli. Przybywam jednak aby nadrobić zaległości, bo wiem, że lubisz ulubieńców. Zresztą podobnie jak ja, więc szkoda by było ich pominąć szczególnie, że kosmetyki są naprawdę rewelacyjne. W związku z tym zapraszam na siedmiu wspaniałych z października! Będzie co czytać.



          W tym miesiącu wybór ulubieńców był oczywisty, ani przez chwilę nie zastanawiałam się co w październiku uzyska miano ulubieńca. Jeden z nich nawet jest wśród nich od około trzech miesięcy, ale jeszcze nie załapał się na zdjęcia. W związku z tym, że z grupy pielęgnacyjnej mam tylko jeden produkt to właśnie od niego zacznę:
  • Nivea, long repair - odżywka odbudowująca z płynną keratyną i olejkiem babassu, która genialnie działa na moje włosy. Jest gęsta jak maska, mocno nabłyszcza i wygładza włosy. Przedłuża ich świeżość i daje efekt tafli. Moje uwielbiają ją, bo ma w sobie silikony, więc staram się używać ją zamiennie z odżywkami bez silikonów przez co włosy nie są oblepione.  Ponadto kosztuje od 7zł do 9zł. Planuję napisać jej pełną recenzję, więc niebawem pojawi się więcej informacji.




          W kwestii zapachów mocno kieruje się pogodą za oknem. Czy to chodzi o zapach w domu, czy perfumy, ale myślę, że nie jestem jedyna. W związku z tym w moim domu zapanował mocniejszy, bardziej intensywny zapach, który idealnie wpisuje się w jesienne klimaty. Ponadto w okół siebie lubię w chłodniejsze dni coś mocniejszego niż latem czy wiosną. Stąd wybór padł na coś, na co czekałam z utęsknieniem!
  • Mandarin Cranberry, Yankee Candle - to ciepły, przepełniony mandarynką zapach, który cudownie dopełnia żurawina. Dla mnie nie jest ani za słodki, ani za mocny. Idealnie spisuje się w jesienne wieczory. Odnoszę wrażenie, że jest ciepły i mocno otulający.
  • Katy Perry, Killer Queen - to zapach, który sprawiłam sobie rok temu i nie zdążyłam się nim nacieszyć. Od początku października jest ze mną codziennie i choć to delikatnie słodszy zapach niż te, które używam zazwyczaj to perfekcyjnie pasuje do deszczu za oknami. Moja wersja kosztowała ok 80zł.




          Jeżeli chodzi o kolorówkę to mocno ograniczyłam się do produktów, które używałam do makijażu brwi. Głównie dlatego, że październik był dla mnie dość intensywnym miesiącem i nie bardzo miałam czas na pełny makijaż. Stawiałam na poprawione brwi i dobrze wytuszowane rzęsy. Generalnie wolę pełny makijaż jeżeli już wychodzę z domu, ale czas nie zawsze mi na to pozwalał. Poprzedni miesiąc przyniósł mi odkrycie, w którym pomimo niełatwego użytkowania daje fenomenalny efekt wizualny. A chodzi oczywiście o pomadkę dose of colors.
  • Dose of colors, Berry me 2 - znalazłam przypadkiem zdjęcie na Instagramie, gdzie dziewczyna miała usta pomalowane na piękną, soczystą ale chłodną... właśnie? Jagodę? Malinę? Merry me 2 moim zdaniem to idealny kolor na jesień, cudowny odcień łączący w sobie fiolety i róże, dający efekt właśnie takiej malinowej jagody. Kolor pokazywałam [tutaj] i [tutaj]. Pomadka nie jest najtańsza, bo kosztuje ok 70zł, ale jej kolor jest REWELACYJNY. Gorzej niestety z aplikacją, trwałością i wysuszeniem, ale o tym w osobnym poście.
  • Golden Rose, eyeborw powder - dla siebie posiadam nr 106, ale mam jeszcze 102 bodajże i muszę przyznać, że są to najlepszy pudry do brwi jakie miałam przyjemność stosować. Są bardzo dobrze napigmentowane, ale nie ma problemu z ich wyczesaniem, kolory są świetne i cena również przemawia na ich korzyść (10-11zł). Trzy razy tak!
  • Senna, brow fix - żel do brwi, na który namówiła mnie Maxineczka po wielokrotnych pochwałach na swoim kanale. I co? Muszę przyznać jej rację. Jest to najmocniejszy żel jaki miałam okazję stosować i choć mógłby mieć mniejszą szczoteczkę, to naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Mój odcień to taupe i świetnie się sprawdza, bo nie jest ani za jasny, ani za ciemny. W tym wypadku jest to jednak już spory koszt ok 70zł, ale jakość jest genialna.



          Moim ostatnim ulubieńcem października jest nowy smartfon Huawei P8 lite, który wybrałam z okazji przedłużenia umowy. Dlaczego ten? Słyszałam sporo pozytywnych opinii no i skusił mnie oczywiście bardzo dobry aparat, co było głównym wyznacznikiem wyboru telefonu. Jestem z niego bardzo zadowolona, bo nie dość, że podoba mi się wizualnie, to jeszcze jest bardzo przyjemny w obsłudze.
          To by było na tyle jeżeli chodzi o ulubieńców minionego miesiąca. Nie jest tego dużo, ale każdy produkt to dla mnie hit i poza tym, że lubię sprawdzać nowości, to jednak do tych produktów będę chętnie wracać z przekonaniem, że sięgam po najwyższą jakość.

A jacy są Twoi październikowi ulubieńcy?

FACEBOOK INSTAGRAM YOUTUBE TWITTER | SNAPCHAT:agwer_blog

Viewing all 695 articles
Browse latest View live