Quantcast
Channel: aGwer | makijaż, kosmetyki, blogowanie
Viewing all 695 articles
Browse latest View live

Najlepszy płyn micelarny EVER | Garnier 3 w 1

$
0
0
plyn-micelarny-garnier

          Demakijaż, to absolutna podstawa mojej pielęgnacji i nie wyobrażam sobie nie zmyć makijażu przed snem. Zazwyczaj sięgam po Garnier 3 w 1 do cery wrażliwej. Recenzja tego płynu micelarnego, powinna pojawić się na blogu już wieki temu. Używam go tak często i tak intensywnie, że zawsze brakowało mi czasu, żeby zrobić zdjęcia. Tym razem postanowiłam to nadrobić, w związku z czym przygotowałam recenzję najlepszego płynu, jakiego do tej pory używałam. Garnier 3 w 1, to płyn micelarny, który radzi sobie praktycznie ze wszystkim, a (poza działaniem) jedną z jego największych zalet jest naprawdę duża pojemność aż 400ml! 

plyn-micelarny-garnier

DANE TECHNICZNE, CENA I OBIETNICE PRODUCENTA

          Płyn micelarny Garnier 3 w 1 (ok. 20zł/szt), to produkt przeznaczony do każdego typu skóry, nawet do wrażliwej. Producent zapewnia, że to inteligentny kosmetyk i zastosowana technologia miceli, pozwala na zmycie makijażu bez pocierania skóry. Płyn ma spełniać 3 podstawowe funkcje: usuwać makijaż, oczyszczać i koić skórę. Nadaje się do oczu, twarzy i ust, nie podrażnia, a jego duża pojemność pozwala na 200 zastosowań. 
          Butelka 400ml produktu, zapewnia sporą wydajność dzięki czemu taki płyn starcza na zdecydowanie dłużej. Przy użytkowaniu jednej osoby, taka butelka może starczyć nawet na dwa miesiące. Ja używam tego płynu dodatkowo na klientkach, a i tak nie mogę narzekać na jego wydajność.

plyn-micelarny-garnier

plyn-micelarny-garnier

WŁAŚCIWOŚCI, DZIAŁANIE I WNIOSKI ZE STOSOWANIA

          Nie wiem już ile butelek tego płynu micelarnego zużyłam. Mogę śmiało powiedzieć, że co najmniej 10 i nie znalazłam jeszcze lepszego produktu. Takie same właściwości ma płyn micelarny Nivea, ale jego mniejsza o połowę pojemność go dyskwalifikuje. Garnier 3 w 1 radzi sobie z każdym rodzajem makijażu, nawet wodoodpornym. Faktycznie nie wymaga tarcia, wystarczy wacik z płynem przytrzymać dłużej w odpowiednim miejscu i delikatnie masować skórę np. przy matowej pomadce lub wodoodpornym tuszu do rzęs. Zauważyłam jednak, że jeżeli się spieszę i faktycznie potrę oczy to zdarza się, że oczy delikatnie mnie szczypią. Zazwyczaj dzieje się to wtedy, kiedy odrobina dostanie mi się do oczu, w związku z czym pośpiech przy demakijażu nie jest najlepszym doradcą.

          Płyn micelarny Garnier jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Zawsze dokładnie zmywa makijaż, nie podrażnia cery (która jest naczynkowa) i nie pozostawia lepkiej warstwy. Bardzo szybko się wchłania i nie  wywołuje reakcji alergicznych, nawet podczas codziennego stosowania. Bardzo go lubię i zawsze jak potrzebuję kolejnej butelki, nie zastanawiam się nad czymś innym, to mój must have i ponadczasowy ulubieniec.

Znacie jakiś płyn micelarny, który działa podobnie jak Garnier 3 w 1?

Chcecie wygrać pędzle Zoeva? Chodźcie na super konkurs!


Szczoteczka soniczna do twarzy z Biedronki | porównanie z Foreo Luna Mini

$
0
0
szczoteczka-soniczna-z-biedronki

          Jak tylko pojawiła się informacja o szczoteczce sonicznej do twarzy, którą będzie można kupić w Biedronce, nie jedna z Was pytała się mnie czy warto ją kupić. W mojej pielęgnacji stałym elementem jest oczyszczanie twarzy za pomocą szczoteczki Foreo Luna Mini. Mam więc doświadczenie z tego typu produktami i na Waszą prośbę i w odpowiedzi na sporo pytań, przygotowałam dziś porównanie oraz recenzję wersji biedronkowej. Szczoteczka soniczna do twarzy z Biedronki jest znacznie tańsza niż jej pierwowzór, więc pewnie nie jedna z Was chciałaby wiedzieć czy w ogóle warto zawracać sobie nią głowę, czy lepiej odłożyć i kupić sobie wersję z Douglasa. Dziś, mam nadzieję uda mi się odpowiedzieć na Wasze pytania i pomóc w podjęciu decyzji.

szczoteczka-soniczna-z-biedronki

szczoteczka-soniczna-z-biedronki

           Szczoteczka Soniczna BeBeauty, to dokładniej Sonic Purifying cleansing brush (ok. 32zł) i wciąż jest dostępna w niejednej Biedronce. Jest znacznie tańszym odpowiednikiem słynnej i bardzo drogiej szczoteczki firmy Foreo. Wersja biedronkowa dostępna jest w czterech kolorach, a w moje ręce trafił intensywny, malinowy róż; do wyboru był jeszcze fiolet, turkus i blady, pastelowy róż. Ponieważ szczoteczka po testach i recenzji wędruje do mamy, to ona wybrała sobie ten kolor. 

DANE TECHNICZNE I NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE

            Według tego co mówi producent, szczoteczka wykonana jest z najwyższej jakości silikonu, waży 0,15g i zasilana jest dwoma bateriami AAA. Produkt został wyprodukowany w Chinach. Soniczna szczoteczka do twarzy posiada dwa rodzaje wypustek, które dokładnie ale w łagodny sposób usuwają martwy naskórek. Na końcu szczoteczki wypustki są większe i rzadziej rozstawione, co pozwala na dokładniejsze oczyszczenie okolic nosa.
            Pierwsze co rzuca się w oczy to kształt i maleńkie wypustki. W pierwszej chwili nie byłam zachwycona wizualnością tej szczoteczki, ale podczas użytkowania doceniłam ten nietypowy, aczkolwiek bardzo wygodny kształt. Szczoteczka jest podłużna i szczupła, dobrze leży w dłoni, a jej delikatnie zaostrzona końcówka pozwala na bardzo wygodne i dokładne oczyszczanie twarzy. Niestety posiada jedynie dwie prędkości działania i żadna z nich nie jest tak delikatna, jakbym tego oczekiwała, przy moje wrażliwej cerze naczynkowej. Pulsacje (8000 drgań na minutę) są bardzo intensywne i mocne, nawet po zmniejszeniu intensywności, co mnie na początku trochę przerażało. Bałam się, że mogę w ten sposób podrażnić i tak podatną do zaróżowień skórę twarzy, na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Co dziwne, nie znalazłam nigdzie informacji, że szczoteczka jest wodoodporna. W instrukcji znajduje się jedynie ostrzeżenie, że głowicę myjąca należy suszyć osobno od podstawy. Ja suszyłam ją końcówką do dołu, przez co wejście na baterie pozostawało wyżej niż reszta szczoteczki.

szczoteczka-soniczna-z-biedronki

szczoteczka-soniczna-z-biedronki

PORÓWNANIE DO FOREO LUNA MINI

RÓŻNICE:

  • wypustki Foreo są odrobinę bardziej miękkie i bardziej elastyczne, z przodu są też cieńsze - jak włoski,
  • w Foreo są rozstawione z obu stron, z jednej wypustki są przeznaczone do cery wrażliwej, z drugiej do normalnej i mieszanej, natomiast szczoteczka soniczna z biedronki, ma wypustki tylko z przodu,
  • Foreo ładuje się raz na kilka miesięcy (nawet 12), a w szczoteczce z Biedronki trzeba co jakiś czas wymieniać baterie, 
  • Foreo jest delikatniejsza i różnica między mocnymi, a słabszymi pulsacjami jest bardziej wyczuwalna, 
  • kształt szczoteczki z Biedronki jest wygodniejszy w obsłudze,
  • Foreo kieruje nas przez proces oczyszczania, w trakcie zabiegu delikatne drgania dają nam znać kiedy mamy zająć się inną częścią twarzy, daje znać również kiedy zbliża się koniec czasu, który powinnyśmy poświęcić na oczyszczanie i masaż, szczoteczka z biedronki nie ma takich opcji,
  • Foreo na 100% jest wodoodporna, w przypadku tańszej wersji nie znalazłam takiej informacji i niestety obawiam się, że trzeba uważać aby nie zalać podstawy szczoteczki, 
  • wersja z biedronki jest odrobinę szczuplejsza, ale w związku z podłużnym kształtem jest wygodniejsza w obsłudze niż Foreo,
  • szczoteczka soniczna z biedronki jest gorzej wykonana, podstawa, którą się wyciąga by włożyć baterię wygląda dość tandetnie.


PODOBIEŃSTWA:

  • obie szczoteczki są bardzo podobobne w dotyku, chociaż w przypadku Foreo mam wrażenie, że ten materiał jest minimalnie bardziej miękki,
  • wypustki z tylnej części Foreo, są podobne do tych, które wersja biedronkowa ma z przodu, mniemam więc, że będzie najlepsza do cery normalnej i mieszanej, 
  • szczoteczki można stosować rano i wieczorem do oczyszczania skóry za pomocą dowolnych produktów,
  • efekt stosowania który dają na skórze jest bardzo podobny.

PODSUMOWANIE

          Do podjęcia ostatecznej decyzji zbierałam się długo, analizowałam i zastanawiałam się czy warto inwestować w Foreo czy lepiej zaoszczędzić ponad 450zł i skusić się na tańszy zamiennik z Biedronki. Ostatecznie zdecydowałam, że chociaż uwielbiam moją Foreo, używam jej bardzo często i jak już ją mam, nie zmieniłabym jej na nic innego, to szczoteczka soniczna z Biedronki jest godna wypróbowania. Jej ogromnym minusem jest fakt, że nie jest zasilana akumulatorem, który można ładować raz na dłuższy czas. Niebezpieczeństwo, że woda dostanie się do komory, w której są baterie jest bardzo wysokie i to jest największy minus tej szczoteczki. Rozkładanie jej na dwie części po każdym użyciu? Suszenie osobno? Wydaje mi się, że wiele z nas nie będzie miało na to czasu, albo będzie o tym zapominać, przez co w końcu dojdzie do zalania.
          Jednakże poza tym, jest to naprawdę fajny produkt! Opływowy kształt i przyjemny materiał z jakiego jest wykonana, daje niesamowity komfort użytkowania. Wygodnie masuje się nią twarz, nie zauważyłam aby podrażniła moje naczynka i choć same musimy kontrolować ile czasu zajmuje masaż twarzy, to jest to element, który raczej nie będzie przeszkadzał podczas codziennego stosowania. Podobnie jak Foreo, szczoteczka z Biedronki dobrze oczyszcza, pozostawia skórę miękką i gładką w dotyku, a przecież tak naprawdę liczy się efekt końcowy.
           Jeżeli możecie sobie pozwolić na szczoteczkę soniczną Foreo, to nie wahajcie się, bo jest warta swojej ceny. Niesamowita jakość wykonania, bateria, która wytrzymuje nawet rok bez ładowania i to, że szczoteczka steruje procesem naszego oczyszczania to luksus, którego nie zapewnia szczoteczka z Biedronki. Ale nie każdy ma ochotę wydać ponad 500zł na gadżet do pielęgnacji, szczególnie kiedy w zasięgu ręku ma produkt, który da mocno zbliżone rezultaty, a kosztuje zaledwie 30zł.

PS. Pomysł na takie kolorowe tłu zaczerpnięty od SarinaCosmetics

Stosujecie szczoteczki do codziennej pielęgnacji cery?

Puder RCMA No-color powder, HIT czy KIT?

$
0
0
puder-rcma

          O pudrze RCMA, pewnie podobnie jak większość z Was, po raz pierwszy usłyszałam od Katosu. Nie zwróciłam na niego większej uwagi, choć Kasia chwaliła go od samego początku. Coraz częściej pojawiał się w jej filmach, a moja blogerska natura zachciała dorwać go w swoje szpony. Mam go już kilka tygodni i używam prawie codziennie, więc nadeszła pora abym podzieliła się z Wami moją opinią na jego temat. Niejedna z Was mnie o niego pytała, więc dziś mam nadzieję odpowiedzieć na wszystkie Wasze pytania. 

puder-rcma
puder-rcma
            Zanim zdecydowałam się na zakup pudru RCMA, zrobiłam małe reasearch w internetach. Poczytałam, pooglądałam i podjęłam decyzję, że i ja chcę go mieć. Dlaczego? Głównym argumentem, który przekonał mnie do jego zakupu był fakt, że każda z jego użytkowniczek chwaliła to, jak wygląda pod oczami. A ja od bardzo dawna szukałam dobrego pudru pod oczy, który ładnie będzie wyglądał zarówno u dwudziestolatki jak i u kobiet dojrzałych. RCMA wydał się kandydatem idealnym. Tym oto sposobem, za pomocą jednej z Facebookwych grup, puder o pojemnośći 85g trafił w moje ręce, a ja zapłaciłam za niego 100zł.

DANE TECHNICZNE, GDZIE KUPIĆ, CO OBIECUJE PRODUCENT?

            RCMA No-color powder, to puder, który jak sama nazwa wskazuje, nie posiada żadnego koloru. Przynajmniej według tego, co mówi producent - ja się z tym nie zgadzam, ale o tym za moment. 85g. produktu kosztuje od 90zł nawet do 150zł, w zależności od miejsca zakupu. Jest kilka stron, które sprzedają ten puder: Cosibella czy Gurumakeupemporium. Zaznaczam jednak, że ja nie zamawiałam na żadnej z tych stron, więc nie ręczę za ich uczciwość! Jak wspomniałam wcześniej, ja kupiłam puder na jednej z grup makijażowych na FB. Puder zamknięty jest w podłużnym wąskim plastikowym opakowaniu, a jego dozowonik jest bardzo niewygodny. Na górze znajduje się aż 5 bardzo dużych dziurek, przez które wysypuje się zdecydowanie za dużo produktu. Ja zakleiłam 3 z nich taśmą klejącą, żeby zapobiec marnowaniu pudru podczas wysypywania z pudełka. 

WŁAŚCIWOŚCI I SPOSTRZEŻENIA ZE STOSOWANIA

           Muszę przyznać, że początkowo puder mnie przeraził i chciałam wyśmiać Katosu za to, że tak bardzo go wychwalała. Postanowiłam jednak dać mu szansę i zobaczyć jak sobie poradzi w różnych warunkach i na różnych typach cery. Niestety nie mogę zgodzić się z tym, że puder jest no-color, bo jest biały i rozjaśnia podkład, delikatnie go bieli. Trzeba nakładać go naprawdę niewiele, aby nie pozostawił na podkładzie śladu. Moim sposobem na niego jest spryskanie twarzy mgiełką, wodą termalną lub płynem All Nighter, Urban Decay, bo niwelują pudrowość, jaką zostawia na skórze. Nałożony w niewielkiej ilości nie bieli podkładu, trzeba jednak nabrać w tym wprawy (a przy takim dozowniku bardzo łatwo wysypać go zdecydowanie za dużo). Plusem pudru RCMA jest to, że jest bardzo, bardzo drobno zmielony, więc wystarczy odrobina żeby pokryć całą twarz, co w efekcie zwiększa jego wydajność. Daje na skórze matowe wykończenie, wygładza skórę i niweluje widoczność porów. Po jego zastosowaniu skóra wygląda na idealnie wygładzoną co widać na zdjęciu poniżej.
          Największą zaletą pudru RCMA jest to, że faktycznie pod oczami wygląda bardzo ładnie. Mam wrażenie, że skóra w tym miejscu jest wygładzona i nieskazitelna, a każdy korektor pod tym pudrem wygląda doskonale. Nie waży się, nie wchodzi w załamania skóry, więc nadaje się również dla kobiety dojrzałej. Nie zauważyłam żeby wysuszał, nie podkreśla też suchych skórek i dobrze wygląda na każdym podkładzie jaki używałam, nadaje się zarówno każdego rodzaju cery.

puder-rcma

            Ale czy to taki hit? Sama nie wiem... Puder bardzo dobrze utrwala makijaż, nawet strefa T nie wymaga przypudrowania tak szybko, jak na przykład przy użyciu pudru z dr Ireny Eris. Uwielbiam go za to, że daje efekt porcelanowej cery i pod oczami wygląda znacznie lepiej, niż większość pudrów jakie używałam do tego celu. Szkoda, że nałożony w standardowej ilości bieli podkład, ale po nałożeniu minimalnej ilości pudru i spryskanie go później mgiełką daje zadowalające efekty i porcelanową skórę! A tego przecież właśnie o to chodzi. Nie jest idealny, ale jest sporo pudrów, które na skórze (nie mówię teraz o strefie pod oczami) da bardzo zbliżony efekt.

Jaki jest Wasz ulubiony puder?

Kuracja stymulująca wzrost włosów Pharmaceris | efekty po 3 miesiącach

$
0
0

          Już jakiś czas temu zakończyłam kurację z zestawem Pharmaceris H-Stiupurin, ale nie miałam jeszcze okazji podzielić się z Wami moimi odczuciami i efektami, jakie osiągnęłam po 3 miesiącach. Dziś nadszedł ten moment, aby opowiedzieć Wam o produktach Pharmaceris z serii stymulującej wzrost włosów. Czy włosy faktycznie mi urosły? Czy teraz cieszę się pasmami do pasa? Wszystkie informacje o produktach i kuracji, znajdziecie poniżej, także koniecznie zajrzyjcie do posta.

pharmaceris-porost-wlosow

pharmaceris-porost-wlosow

▷  9 błędów w pielęgnacji włosów
▷  Gadżety prawdziwej włosomaniaczki
▷  Blogerski hit do włosów z Baela

          Cała seria przeznaczona jest dla kobiet jak i dla mężczyzn, którzy borykają się z nadmiernym wypadaniem włosów, zarówno na tle hormonalnym, jak i środowiskowym. Ja na szczęście, nie borykam się z nadmiernym wypadaniem włosów, ale zdecydowałam się na tą serię ze względu na to, że od kilku lat intensywnie zapuszczam włosy i wciąż szukam produktów, które pomogą mi przyspieszyć ten proces.

Pharmaceris, H-Stiumforten - preparat do intensywnej kuracji stymulującej wzrost włosów, to specjalistyczny preparat, który wstrzymuje wypadanie włosów i jednocześnie pobudza je do wzrostu. Preparat opiera się na połączeniu składników aktywnych, kompleksu Naturalnego Czynnika Wzrostu FGF oraz kofeiny. Producent obiecuje, że zawarte w nim składniki, a właściwie ten kompleks aktywuje uśpione geny mieszków włosowych i pobudza je do wzrostu w efekcie czego, na naszej głowie pojawiają się baby hair. Cena: ok 55zł.
Moje odczucia: bardzo dobrze wspominam to serum, szybko się w wchłaniało, nie obciążało włosów i miało przyjemny, lekki zapach. To właśnie w trakcie stosowania tego preparatu włosy rosły najszybciej, a wypadanie praktycznie ustało. Jest niestety bardzo niewydajny, bo buteleczka starczyła mi zaledwie na miesiąc codziennego stosowania. Bardzo chętnie wrócę do tego produktu!

Pharmaceris, H-Stimulinum - odżywka stymulująca wzrost włosów, czyli produkt, którego podobnie jak w przypadku serum, głównym składnikiem pobudzającym wzrost, jest kompleks Naturalnego Czynnika Wzrostu GFG. Nie sądzę aby miała ona jakikolwiek wpływ na przyrost czy pojawienie się baby hair, bo nakładałam ją zawsze od ucha w dół. Wydaje mi się, że balsamy i odżywki raczej nie mają zbytniego wpływu na cebulki włosów. Cena: ok. 39zł
Moje odczucia: wpłynęła za to na kondycje włosów na długości, wygładziła je i mam wrażenie, że wzmocniła. Ułatwiała rozczesywanie i nadawała włosom miękkości, choć tak naprawdę nic więcej nie robiła. Wydaje mi się zbędna w tej serii i podobnie jak serum, była średnio wydajna - wykończyłam ją po około półtorej miesiąca.

Pharmaceris, H-Stimupurin - czyli szampon, którego oczywiście głównym składnikiem jest wspomniany wcześniej kompleks i poza właściwościami hamującymi wypadanie oraz przyspieszającymi porost, ma również działanie łagodzące. Szampon neutralizuje negatywny wpływ hormonów, które wpływają na osłabienie kondycji cebulek włosowych, przywraca fizjologiczną równowagę skóry głowy, delikatnie ale skutecznie je oczyszcza. Bałam się, że może przesuszać włosy albo je plątać, ale niczego takiego nie zauważyłam. Jest to najbardziej wydajny produkt z całej trójki, bo starczył mi na ponad 3 miesiące regularnego stosowania.
Moje wnioski: bardzo przyjemny, dobrze oczyszczający szampon. Już kiedyś miałam przyjemność go używać i myślę, że chętnie sięgnę po niego ponownie. Mam wrażenie, że ten szampon w połączeniu z długotrwały użytkowaniem serum dałby znacznie lepszy efekt, niż udało mi się osiągnąć. Podczas jego stosowania, po wykończeniu pozostałych dwóch produktów włosy wciąż nie wypadały i zachowały piękny, zdrowy wygląd.

Pharmaceris-na-porost-wlosow
Efekt: 4cm w 3 miesiące, czyli 61cm-65cm.

PODSUMOWANIE KURACJI:

          Mam wrażenie, że dzięki całej serii moja skóra głowy pokryła się meszkiem, zauważyłam prześwity przy skroni i na czubku, zauważalnie się zmniejszyły. Żaden ze wspomnianych wyżej produktów mnie nie uczulił, nie wywoływał dziwnej reakcji na skórze, nie podrażniał i nie doprowadził do zanieczyszczenia skóry głowy. Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że szampon doskonale sprawdził się w swojej roli. Chociaż spodziewałam się większych rezultatów niż 4cm w 3 miesiące, co daje minimalnie lepszy efekt niż standardowy przyrost jaki jestem w stanie osiągnąć bez większych wysiłków (1cm/miesiąc), to i tak jestem zadowolona. Szkoda, że serum jest tak nie wydajne, choć najdroższe z całej serii. Wydaje mi się, że stosowane przez 3 miesiące w połączeniu z szamponem, dałoby naprawdę świetne rezultaty. 
Czy polecam? Myślę, że jak najbardziej. Serum jak i szampon to zdecydowanie moi dwaj ulubieńcy, balsam uważam za zbędny. Jeżeli zależy wam na zahamowaniu wypadania włosów, wzmocnieniu cebulek i przyspieszeniu porostu włosów, warto zwrócić uwagę na produkty tej serii!

A jakie są Wasze ulubione produkty wspomagające zapuszczanie włosów?

Beauty festival z beGLOSSY

$
0
0
beglossy-blog

         Lipcowe pudełeczko beGLOSSY urzekło mnie swoim wyglądem zewnętrznym! Wiem, że liczy się wnętrze, ale co z tego, skoro ja uwielbiam takie akcenty kolorystyczne? Lipiec to miesiąc festiwali, mam wrażenie, że co chwilę czytam o jakimś muzycznym wydarzeniu, okraszonym słowem "festiwal". Może faktycznie tak jest, ale ponieważ ja nie śledzę tego tematu, to nie wiem. W każdym razie beGLOSSY nawiązało do motywu festiwalowego w swoim pudełku. Festiwal piękna zaproponowany przez firmę kusił od kiedy pojawiły się zapowiedzi produktów będących w środku... Chcecie razem ze mną zajrzeć do pudełeczka Beauty Festival?

beglossy-blog

beglossy-blog

Catrice, 18 Bloody Mary To Go - świetna nazwa dla lakieru do paznokci, ale niestety produkt dla mnie nie trafiony. Od dawna używam lakierów hybrydowych i wiem, że coraz więcej kobiet decyduje się na tego typu manicure. Kolor jest bardzo ładny, więc jeżeli któraś z Was sięga jeszcze po tradycyjne lakiery, to na pewno Wam się spodoba. Cena: 10,49zł/szt.
Clean hands, antybakteryjny żel do rąk - który posiada w składzie kompleks nawilżający, usuwa 99,9% bakterii bez użycia wody i śmierdzi jak nie wiem co. Szkoda, bo takie żele to moja codzienność, więc gdyby nie jego zapach chętnie bym po niego sięgała. A tak, będę musiała się męczyć podczas jego stosowania. Chociaż jak wiadomo, w tym wypadku chodzi o praktyczne zastosowanie. Gdyby tylko miał przyjemny zapach, byłoby super! Cena: 3,29zł/szt.
EUBOS, krem do rąk i balsam do stóp - próbki, których wielkość jest idealna na wyjazd! Na pewno zabiorę je ze sobą do Danii, więc to był strzał w dziesiątkę! Oba kremy mają silnie regenerować i nawilżać skórę, balsam do stóp ma również eliminować zrogowaciały naskórek. Cena: od 25-29zł/szt.

beglossy-blog

beglossy-blog

Efektima, masło do ciała - a właściwie olejek z masła shea, produkt, który kiedyś trafił do mnie w pudełku Shiny i podobnie jak wtedy, tak i teraz nie wiem co mam z nim zrobić. Sięgam teraz po delikatniejsze balsamy, ale może skuszę się na nie zimą, bo może świetnie nadawać się do nawilżania skóry, chociaż taka ilość starczy raczej na dwie, maks trzy aplikacje. Cena: 15,99zł/szt.
YASUMI, krem do twarzy - z kwasem laktobionowym Lactobiobic Acid Crem, czyli specjalistyczny krem nawilżający, przeznaczony do cery wrażliwej, naczynkowej, a nawet z trądzikiem różowatym. Ja mam cerę naczynkową, więc w moim przypadku to hit tego pudełka. Mam nadzieję, że faktycznie wpłynie na moją cerę i wzmocni naczynka. Bardzo lubię firmę Yasumi, więc mam nadzieję, że i tym razem będę zadowolona! Cena: 125zł/50ml
Aussie, Suchy szampon - w pudełku można było trafić na jeden z trzech rodzajów, mnie przypadła wersja Fresh. Do marki Aussie zrażona jestem od katastrofy z szamponem i odżywką do włosów, ale jestem bardzo ciekawa jak suchy szampon poradzi sobie z moimi ciemnymi włosami. Jeżeli czas mi pozwoli, porównam go do słynnego Batiste, a myślę, że Was to zainteresuje. Cena: 16,99zł/szt.

beglossy-blog

            W lipcowym beGLOSSY znalazła się jeszcze słodka babeczka do kąpieli, która wygląda jak prawdziwy muffin. Kuszący umilacz kąpieli i chociaż nie mam wanny, już ja wymyślę dla niej jakieś zastosowanie. Wygląda niezwykle apetycznie!
         Poprzednie pudełko mocno mnie rozczarowało, dlatego wersja lipcowa miała postawioną poprzeczkę dość wysoko. Muszę jednak przyznać, że produkty, które znalazły się w boxie Beuty festival są bardzo interesujące i jak spojrzałam na to ogólnikowo, (prawie) wszystkie zdołam przetestować. Krem YASUMI jest dla mnie wisienką na torcie, a suchy szampon to mój niezbędnik, więc propozycja Aussie jest niezwykle kusząca. Niewypałem jest dla mnie lakier, ale jak wiadomo - nie można dogodzić wszystkim. Muszę przyznać, że po dokładniejszych oględzinach, pudełko przypadło mi do gustu. Chociaż... na festiwal mogłabym zabrać jedynie suchy szampon!

Jak Wam się podoba lipcowe pudełko beGLOSSY?

Nowe odcienie Semilac w kolekcji Unique | swatche

$
0
0
semilac-kolekcja-unique

          Niedawno do kolekcji Unique, marka Semilac wprowadziła 9 nowych odcieni. Fiolety, róż i czerwień oraz oliwki z zielenią, a ja dzisiaj chciałam Wam pokazać cztery z nich. Ponieważ jestem ogromną fanką fioletów, a czerwień każda z nas powinna mieć w swoich paznokciowych zbiorach, zdecydowałam się właśnie na takie kolory. Niekoniecznie kojarzą mi się z latem, ale nie zmienia to faktu, że są naprawdę ładne i warto zobaczyć je z bliska. To co? Macie ochotę poznać Red Magnat, Lila Story, Purple King i Violet In The Dark?

semilac-kolekcja-unique

semilac-kolekcja-unique

          Poza czterema wcześniej wspomnianymi kolorami, marka wprowadziła jeszcze 5 odcieni: 152 Fuchsia Miracle (intensywna, metaliczna fuksja), 148 Night Euphoria (soczysty brąz z bordem), 129 Olive Garden (oliwkowa zieleń), 150 Hunter Queen (odcień zgaszonej zieleni), 151 Army Green (ciemny, lekko butelkowy khaki). Cała kolekcja jak zwykle jest bardzo ciekawa, a nowe kolory na pewno spodobają się nie jednej z Was.
          Moim osobistym faworytem wśród nowych kolorów jest odcień Lila Story i coś czuję, że nieprędko sięgnę po coś innego. Jednakże wszystkie cztery kolory są godne uwagi, choć w moim odczuciu bardziej będą pasować jesienią. Kolekcja Unique licząca do tej pory jedynie 8 kolorów, wzbogacona o 9 tworzy teraz bardzo ciekawą propozycję. Koniecznie musicie poznać inne kolory z serii Unique na stronie Semilac.

semilac-unique

semilac-unique

semilac-unique

semilac-unique

Red Magnat - intensywna, ciepła czerwień, w której zatopione są malusieńkie, odbijające światło na pomarańczowo drobinki. Miałam nadzieję, że to będzie głęboka, klasyczna czerwień, ale niestety okazała się czerwienią zmieszaną odrobinę z pomarańczą. Kolor w pierwszej warstwie jest transparentny, ale już po trzech cienkich warstwach zapewnia pełne krycie.
Violet In The Dark - chłodny odcień głębokiego fioletu, który podobnie jak Red Magnat ma zatopiony shimmer, bardzo drobno zmielony. Drobinki są koloru niebieskiego, co pięknie wygląda szczególnie w intensywnym świetle. Podobnie jak Red Magnat kryje po trzech cienkich warstwach.
Purple King - intensywny, ciemny i bardzo dobrze napigmentowany głęboki kolor. Bardzo ciemny i ciężki fiolet, idealny kolor na jesienną, deszczową pogodę. Niesamowita pigmentacja, która zapewnia pełne krycie już po pierwszej warstwie. 
Lila Story - delikatny, liliowy kolor zmieszany z błękitem. Ma kremowe wykończenie i doskonałe krycie, już po pierwszej warstwie możemy się cieszyć stu procentowym kolorem. Piękny, delikatny, ale jednocześnie intensywny i bardzo kobiecy odcień.

semilac-kolekcja-unique

semilac-kolekcja-unique

          Jak zwykle w przypadku lakierów Semilac nosi się je bardzo przyjemnie, a kolory wyglądają na paznokciach naprawdę dobrze. Na pewno już niedługo pokażę Wam z bliska lakier Lilac Story, bo coś czuję, że ta czerwień z fioletem szybko zniknie z moich paznokci, choć efekt jest bardzo elegancki! Wśród nowych 9 kolorów nie znalazłam dla siebie nic wśród zieleni, ale za to wybrana przeze mnie czwórka całkowicie trafia w mój gust.

Wszystkie lakiery możecie kupić w sklepie online Semilac.

Który kolor podoba Wam się najbardziej?

Sleek Highlighting Palette, Solstice | hit YouTube

$
0
0
sleek-solstice

          Cały czas z główych trendów makijażowych, nie znika mocne rozświetlenie i efekt zdrowej, promienistej skóry. W gazetach, telewizji i na największych kanałach urodowych YouTube, dziewczyny wciąż stawiają na blask! Kiedy Nikkie Tutorials pokazała u siebie paletkę rozświetlaczy Sleek Solstice, a później zachwycał się nią MannyMUA, wiedziałam, że będę musiała Wam ją pokazać z bliska. Wszystkie doskonale wiemy, że tych produktów nigdy za wiele, a strobing sam się przecież nie zrobi. Sleek Highlighting Palette, Solstice (45,99zł) to jedna z piękniejszych propozycji jakie widziałam ostatnio na rynku. 


sleek-solstice

sleek-solstice

          Jeżeli nie macie w swojej kosmetyczce jeszcze żadnego rozświetlacza, a chcecie osiągnąć rozświetlenie niczym gwiazdy Youtube, nie możecie pominąć bohaterki dzisiejszego posta. Ale zanim przybliżę Wam jej przepiękną zawartość muszę wspomnieć o cudnym opakowaniu! Choć nie jestem fanką złota, muszę przyznać, że paleta wygląda niezwykle elegancko! Złote, błyszczące, plastikowe opakowanie wygląda zmysłowo i pięknie prezentuje się na toaletce. Niestety, ślady palców na takim opakowaniu są nieuniknione.
           Paleta rozświetlaczy Sleek Solstice, to połączenie trzech rodzajów produktów rozświetlających. Jeden z kolorów, to wersja kremowa, którą można używać bezpośrednio na podkład, dwa z nich to wypiekane, mocno napigmentowane rozświetlacze i jeden prasowany z masą mieniących się drobinek. Odcienie zachowane są w stonowanych, naturalnych barwach, które nadają się również do bardzo bladej skóry. Podczas nabierania osypują się bardzo delikatnie i pigment jaki pozostawiają na skórze jest naprawdę boski! 

sleek-solstice

sleek-solstice

ECLIPTIC - kremowy rozświetlacz o idealnym, szampańskim odcieniu. Na twarzy wygląda bosko, daje efekt naturalnie mokrej skóry, co na zdjęciach wygląda fenomenalnie. Nie ma w sobie absolutnie żadnych drobinek. Może służyć jako baza pod pozostałe rozświetlacze i w tej roli sprawdza się genialnie!
HEMISPHERE - wypiekany rozświetlacz zachowany w kolorze bardzo chłodnego różu. Chociaż kolor na skórze jest bardzo delikatny, to bardzo dobrze odbija światło i daje efekt mocnego, intensywnego rozświetlenia.
SUBSOLAR - prasowany rozświetlacz w żółtym odcieniu, który ma tak mocno zmielone drobinki, że właściwie ich nie widać. Zero brokatu, zero tandetnego efektu. Piękny, płynny i podobnie jak poprzednik, na skórze wygląda rewelacyjnie, choć daje minimalnie subtelniejszy efekt na skórze.
EQUINOX - mój drugi ulubieniec z całej palety, cieplejsza, delikatnie bardziej złota wersja Mary Lou Manizer. Daje olśniewający efekt na policzkach, jednocześnie nadając im zdrowego blasku. W połączeniu z Eliptic, daje niesamowicie mocny, ale bardzo twarzowy efekt.
Producent sugeruje następujące zastosowanie palety:
Na łuk brwiowy, w celu uniesienia brwi, nałóż rozświetlacz Ecliptic.
Aby rozświetlić kości policzkowe i nadać im subtelnego blasku użyj Hemisphere.
Subsolar użyj na grzbiet i czubek nosa, aby go wysmuklić i wydłużyć.
Dla uzyskania efektu powiększenia ust użyj Equinox na łuk kupidyna.
          Ja oczywiście radzę Wam stosować kolory całkowicie dowolnie. Fenomenalnie spisują się również w roli cieni do powiek, także nie krępujcie się kombinować! Jak wspomniałam wcześniej, Ecliptic przepięknie wygląda na podkładzie i podbija intensywność innych rozświetlaczy. Delikatnie różowy Hemisphere cudownie wygląda w połączeniu z różem do policzków i nadaje się dla bladolicych. Subsoar i Equinox to połączenie elegancji i kobiecości.

sleek-solstice

          Jak na produkty marki Sleek przystało, nie możemy tutaj narzekać na trwałość. Rozświetlacze wyglądają na skórze idealnie od momentu nałożenia, do zmycia makijażu. Stosowane solo, lubią delikatnie przygasnąć pod koniec noszenia, ale nałożone na bazę w postaci Ecliptic pozostają w stanie perfekcyjnym.
        Nie trudno zgadnąć, że jestem w palecie absolutnie zakochana. Podoba mi się design opakowania oraz oczywiście zawartość i choć pędzelek ma kiepską jakość, to nakłada produkty poprawnie. Do firmy mam ogromny sentyment, bo to na ich paletach uczyłam się w domu malować, więc chętnie sięgnęłam po ich paletę rozświetlaczy Solstice. Wszystkie kolory wyglądają bosko i uważam, że za taką cenę Sleek oferuje nam naprawdę genialny produkt!

Paletkę Sleek Solstice możecie dostać na www.ladymakeup.pl

Koniecznie dajcie znać, który kolor z palety podoba Wam się najbardziej i czy w Waszej kosmetyczce też nie może zabraknąć rozświetlacza?

Hit do brwi: cienie z Golden Rose | 102, 106

$
0
0

cienie-do-brwi-golden-rose

          Moim ulubionym sposobem na wypełnienie brwi, jest makijaż wykonany cieniami. Jest to najszybsza, najbardziej efektowna i generalnie najprostsza forma wykonania makijażu brwi. W dodatku, mamy aktualnie tak ogromny wybór produktów, pędzli i narzędzi, że każda z nas bez problemu może znaleźć coś dla siebie. Firmy prześcigają się w produkowaniu kosmetyków, które mają spełniać nasze wymagania. Firma Golden Rose już jakiś czas temu wypuściła na rynek Eyebrow Powder, czyli po polsku cienie do makijażu brwi. Z dzisiejszego posta dowiecie się, czy w ogóle warto zawracać sobie nimi głowę.

  Jak malować brwi? 
  7 produktów do brwi, które musisz mieć 
  Przegląd drogeryjnych żeli do brwi

cienie-do-brwi-golden-rose

cienie-do-brwi-golden-rose

          Cienie do brwi Golden Rose (9,90zł/szt.) dostępne są na wszystkich wyspach firmy oraz na ich stronie internetowej. Z doświadczenia wiem, że można je też dostać w mniejszych, prywatnych drogeriach stacjonarnych. W związku z tym, na dostępność tych produktów, podobnie jak na cenę, raczej nie możemy sobie ponarzekać. Okazuje się jednak, że nie bardzo sobie dzisiaj ponarzekamy, bo są to bardzo dobre cienie w przystępnej cenie. Golden Rose to znana i doceniana firma na rynku polskim, a ostatnio zachwyca nas jakością wypuszczanych produktów. Cienie do brwi, nie są co prawda produktem z ostatniej chwili, ale wciąż wzbudzają zadowolenie. A dlaczego?
są bardzo dobrze napigmentowane,
prawie wcale się nie osypują,
są niesamowicie wydajne,
- dostępne są w 7 kolorach  do wyboru,
pozwalają na dowolną intensyfikację brwi,
- można ich używać również na mokro,
- mają przyjemną miękką konsystencję,
-nadają się również do makijażu oczu,
- mają lepszą trwałość niż kredki,

cienie-do-brwi-golden-rose

cienie-do-brwi-golden-rose

          Prasowane cienie, zamknięte w okrągłych pojemniczkach i z maleńkim ściętym pędzelkiem (średniej jakości) wyglądają uroczo. Sam pędzelek raczej na niewiele się zda, ale sam produkt jest rewelacyjny. Moim zdecydowanym ulubieńcem jest numer 106, bo to chłodny, lekko brudny brąz i pięknie wygląda na brwiach. Numer 102 to chłodny odcień beżu zmieszanego z szarością, który idealnie sprawdzi się przy jasnych włosach, dla blondynki. Myślę, że każda z nas znajdzie jakiś kolor dla siebie, a jeżeli nie - zawsze można zmieszać dwa, a naszego portfela to raczej nie zaboli.
          Jeżeli szukacie dobrego, niedrogiego produktu do makijażu brwi i chcecie aby Wasze brwi wyglądały dobrze za każdym razem, koniecznie musicie zwrócić uwagę na te produkty.

Jakie produkty do makijażu brwi używacie na co dzień?

Chcecie wygrać pędzle Zoeva? Chodźcie na super konkurs!




Nowość Sephora | Wonderful Cushion matowy krem do ust

$
0
0
wonderful-cushion-sephora

          Już jakiś czas temu Sephora wprowadziła w szeregi swoich produktów serię Wonderful Cushion, a w niej takie produkty jak kremowe bronzery, rozświetlacze, podkłady czy produkty do ust. Pomadka Wonderful Cushion, podobnie jak cała seria, była zainspirowana koreańskimi trendami w makijażu. Charakterystyczne dla tych produktów jest to, że aplikatorem jest po prostu... poduszeczka/gąbeczka, co jest bardzo ciekawym rozwiązaniem. Pokażę Wam dzisiaj z bliska matowy krem do ust, z wspomnianej wcześniej serii, w kolorze Wonderful Rosy.

wonderful-cushion-sephora

wonderful-cushion-sephora

          Formuła matowego kremu wzbogacona została w masło Karité oraz olejek z nasion bawełny, zabezpieczając usta przed wysuszeniem. Innowacyjny produkt, który ma konsystencję "gumki", wydobywa się przez specjalny aplikator poduszeczkę, co umożliwia uzyskanie dwóch, zupełnie różnych efektów na ustach. Po pierwsze nasze usta, mogą być lekko muśnięte, miękko zaznaczone kolorem, co producent określa efektem przygryzionych ust. Po drugie dzięki Wonderful Cushion (39zł/9ml) jesteśmy w stanie uzyskać pełne krycie dające elegancki i kobiecy efekt. Żadnym innym produktem marki Sephora nie będziemy mogli uzyskać takiego matowo-pudrowego efektu na ustach. Do wyboru mamy aż 6 wariantów kolorystycznych, więc każda kobieta powinna znaleźć odcień odpowiedni dla siebie.

CZY FAKTYCZNIE PRODUCENT SPEŁNIŁ OBIETNICE?


          Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym produktem, bo muszę przyznać, że choć ciekawość ze mną wygrała, to byłam sceptyczna. Śmieszny, mało precyzyjny aplikator, co może z tego wyjść dobrego? A okazało się, że całkiem sporo! Bardzo podoba mi się wykończenie jakie daje ten produkt. Nie jest to całkowicie płaski, tępy mat, ale właśnie taki pudrowy, nieoczywisty. Formuła nie jest w pełni zastygająca i warto pierwszą warstwę odbić na chusteczce, ale produkt subtelnie sunie po ustach nie stawiając oporów. Sposób aplikacji wbrew pozorom jest bardzo wygodny i, co moim zdaniem jest ważne, nie wymaga lusterka. Wystarczy lekko wycisnąć produkt na poduszeczkę i potraktować nim usta, bez obaw o wyjechanie za kontur ust. Kolor jest faktycznie intensywny i wygląda bardzo ładnie, Wonderful Rosy to dziewczęcy, powiedziałabym romantyczny róż, który doda odrobiny koloru każdemu makijażowi. W świetle dziennym ma delikatne brzoskwiniowe tony, co dodatkowo dodaje mu uroku.
Na trwałość matowego kremu też nie mogę narzekać, bo bez poprawek utrzymuje się na ustach kilka godzin, jeżeli oczywiście potraktujemy ust czymś tłustym. Na szczęście pomadka zjada się ładnie, nie pozostawiając nieestetycznych, dziwnych konturów. Nie zauważyłam wysuszenia podczas stosowania.

wonderful-cushion-sephora

wonderful-cushion-sephora

           Konsystencja i wykończenie produktu, to dla mnie duży plus Wonderful Cushion. Podoba mi się trwałość i to, że możemy zawsze mieć ją pod ręką. Opakowanie i jego kształt jest wygodny, poręczny i wygląda uroczo. Jest dostępny w każdej stacjonarnej Sephorzejak i w sklepie online.

wonderful-cushion-sephora

Znacie ten produkt? Chętnie poznam Wasze typy ulubionych pomadek!

Aktualizacja włosów | lipiec 2016

$
0
0
aktualizacja-wlosow

            Zapuszczanie włosów towarzyszy mi już od lutego 2013 roku, więc jakby nie patrzeć ponad 3 lata już za mną. Głównie co się zmieniło to fakt, że pozbyłam się większości włosów farbowanych, zdecydowanie poprawiłam ich kondycję i oczywiście - zapuściłam włosy. Niestety, nie udało mi się jeszcze osiągnąć mojej wymarzonej długości, ale jestem coraz bliżej celu. Aktualizacji nie było już jakiś czas, więc pora nadrobić i pokazać Wam moje włosy z lipca!


aktualizacja-wlosow

             Dojrzałam do tego, aby pozbyć się większej części najbardziej zniszczonych włosów i zdecydowałam się na radykalne cięcie. Po długich przemyśleniach, doszłam do wniosku, że moim włosom naprawdę dobrze zrobi porządne podcinanie. Już od jakiegoś czasu zauważyłam, że końcówki są w coraz gorszym stanie, plączą się i wyglądają na zaniedbane mimo nieustannej pielęgnacji. Rozdwajały się, pękały, a ja po każdym czesaniu zbierałam z podłogi połamane końcówki. Nadeszła pora aby to zmienić i poprosiłam Alę (Ala Ma Kota) żeby zajęła się moimi końcówkami. Pozbyłyśmy się aż 8cm!

         Aktualnie moje włosy mają 57 centymetrów, chociaż od poprzednich 65 brakowało mi tylko 5cm do wymarzonej długości. Doszłam jednak do wniosku, że chcę aby włosy były przede wszystkim zdrowe, a później długie do pasa. Najbardziej satysfakcjonujące jest to, że chociaż długość jeszcze mnie nie zadowala, to stan włosów jest zdecydowanie lepszy niż wcześniej. Są gęstsze, odporne na zniszczenia, bardziej błyszczące, gładkie i miękkie. Mam włosy niskoporowate więc uzyskanie efektu tafli jest u mnie niezwykle proste, szczególnie po podcięciu tych niesfornych końców. Od momentu podcięcia wróciłam do bardzo intensywnego wcierania wcierek i olejowania, a efekty pokażę Wam (mam nadzieję) już w sierpniu!

aktualizacja-wlosow

aktualizacja-wlosow

Czego używałam w lipcu?

- Eco Lab, serum stymulujące i zatrzymujące wypadanie włosów - wersja do włosów przetłuszczających się, czyli z czerwoną etykietką. Póki co jedna z moich ulubionych wcierek, nie wysusza skóry głowy, a przyspiesza porost i wzmacnia cebulki.
- Yves Rocher Volume, Anti-Hair Loss - oba używałam zamiennie, bo są delikatne dla moich włosów i świetnie działają. Ostatnio częściej sięgam po wersję przeciw wypadaniu włosów, ale Volume pomaga mi wtedy, kiedy chcę zwiększyć ich objętość.
- Nivea, Intense Care & Repair - nowa wersja proteinowej odżywki z Nivea i choć skład ma nieco zmieniony, to cały czas świetnie działa na moje włosy. Są po niej mięsiste, gładkie i lśniące.
- Schwarzkopf, Gliss Kur Million Gloss - ekspresowa odżywka regeneracyjna bez spłukiwania do włosómwmatowych bez połysku, która ułatwia rozczesywanie i nadaje blasku. Stosuję ją zawsze na mokre włosy, pięknie pachnie, nie obciąża włosów i faktycznie ułatwia ich rozczesywanie.
- L'oreal Mythic Oil Nourshing oil - ponieważ została mi resztka tego produktu, stosowałam go zarówno do codziennego zabezpieczania końcówek, jak i czasami w większej ilości na noc. Jego pełną recenzję pisałam całkiem niedawno.

          Aktualnie jestem zadowolona ze stanu moich włosów, nie mogę narzekać na plątanie, elektryzowanie czy nadmierne wypadanie. Od kilku dni łykam też tabletki Hairvity i jestem ciekawa jak zakończy się cała kuracja. Jestem bardzo ciekawa jak Wy dbacie o swoje włosy? Jakie są Wasze ulubione produkty do ich pielęgnacji?

Koniecznie zostawcie mi w komentarzach swoją wcierkę nr 1!

5 kroków do lepszych zdjęć na bloga | kwestie teoretyczne

$
0
0
zdjecia-na-bloga

          Dziś będzie czysto teoretycznie, chcę zwrócić Waszą uwagę na pewne aspekty związane z fotografią na bloga, o których powinniście wiedzieć już na samym początku. Dziś dowiecie się z czym to się je, od czego zacząć, na co zwrócić uwagę. Post przeznaczony jest dla osób, które dopiero zaczynają pracować nad zdjęciami do postów i szukają porad, które pomogą im zacząć tę wspaniałą przygodę. W następnym poście z serii Blogowanie od kuchni, który również poświęcę na fotografię przygotuję dla Was konkretne wskazówki, co i jak robić ze zdjęciami w najpopularniejszym programie graficznym.

►  Jak regularnie pisać posty? 7 prostych kroków
►  5 najlepszych sposobów na promocję bloga
►  Dlaczego fajnie być blogerem?

WYBIERZ ODPOWIEDNI SPRZĘT

          To jest kwestia bardzo indywidualna i nie mam zamiaru opowiadać się za jakąkolwiek firmą. To jaki sprzęt wybierzecie, zależy od Waszego budżetu, potrzeb i umiejętności, bo pamiętajcie: to nie aparat robi zdjęcia, tylko Wy! Osobiście od wielu lat jestem wierna firmie Nikon, chociaż chętnie poznałabym możliwości konkurencji. Początkowo pracowałam z aparatem Nikon D40, ale już cztery lata temu przerzuciłam się na nowszy model Nikon D5100.

Jeżeli jesteście w stanie zaopatrzyć się w obiektyw, polecałabym zapoznać się z możliwościami tych stało ogniskowych: 50mm f/1,8 lub 30mm f/1,4. Ja najczęściej korzystam z możliwości obiektywu 30mm jeżeli chodzi o zdjęcia na bloga, choć swego czasu sięgałam po pięćdziesiątkę. Podobnie jak w przypadku samego aparatu, dobór obiektywu to również indywidualna sprawa. Jeżeli macie budżet i chcecie zaopatrzyć się w najlepszej jakości sprzęt, radziłabym przejrzeć ofertę Canona jak i Nikona. Natomiast jeżeli nie chcecie lub nie możecie zainwestować w wypasiony aparat, wystarczy, że macie smartfona, duże okno i kilka aplikacji do obróbki zdjęć. Na początek to wystarczy, chociaż zapewniam Was, że jeżeli wciągniecie się w blogowanie, będziecie chcieć więcej i więcej!

ZNAJDŹ KONCEPCJĘ

          Nie róbcie zdjęć byle jak. Tutaj mogę Wam podpowiedzieć, że jeżeli nie będziecie mieć koncepcji na swoje zdjęcie, ciężko Wam będzie przygotować coś sensownego. Ale nic straconego! Jeżeli brakuje Wam inspiracji na dane zdjęcie, sposób ekspozycji danego produktu, możecie zajrzeć na Instagram lub do drugiego największego zbioru inspiracji  w sieci: Pinterest. Nic na siłę, ale szukanie inspiracji to coś, co lubię robić w wolnym czasie. Inspirowanie się pięknymi zdjęciami to nic złego, ważne żeby fotografie były dopasowane do Waszego bloga i Waszej osobowości. No i oczywiście tematu jaki chcecie poruszyć. Nie ma sensu robić zdjęcia herbaty, jeżeli macie zamiar pisać o najnowszych trendach w designie telewizorów. Chyba, że w tle będzie telewizor najnowszej generacji, to okej...
Ale rozumiecie o co mi chodzi?

Zdjęcia zachowane w podobnej stylistyce, kojarzące się z Wami/z Waszym blogiem na pewno zwiększą rozpoznawalność Waszej marki. Uważam, że to niezwykle ważny element fotografii na bloga, gdzie zdjęcia kojarzą się z konkretnym blogerem, łatwiej nam przypisać zdjęcie do osoby i tematu bloga.

WYBIERZ DOBRE ŚWIATŁO

          W tej kwestii mogę Wam doradzić, że naturalne światło jest po prostu najlepsze. Do fotografii produktowej, nawet na kolorowym, niejednolitym tle daje najlepsze efekty i zapewnia nieskazitelność zdjęcia. Od wielu lat, to właśnie światło z okna sprawdza się u mnie zdecydowanie najlepiej i takiego radzę Wam szukać. Przynajmniej na początku zabawy z fotografią. Jeżeli Wasze pomieszczenia są ciemne, nie macie dużych okien warto zainteresować się nieprofesjonalnym oświetleniem studyjnym. Takich lamp jest niesamowicie dużo i w przeróżnych cenach, więc na pewno znajdziecie coś dla siebie. Małe softboxy czy żarówki z parasolką to wydatek rzędu 100-200zł, w zależności od wielkości i mocy.

Lampa pierścieniowa to niezbędnik, jeżeli interesujecie się fotografią makijażu całej twarzy lub oka. Jeżeli będziecie zainteresowani, odnośnie oświetlenia przygotuję dla Was osobny wpis, bo to jednak bardzo szeroki temat, o którym można pisać i pisać!

ĆWICZ KADRY

          Czyli sposób w jaki chcesz pokazywać produkty na swoim blogu. Niezależnie od tego czy zdecydujecie się na flat lay, czy technikę fotografii portretowej, szukajcie najlepszych ujęć. Kadrowanie jest jednym z najważniejszych elementów udanej fotografii, szczególnie jeżeli zależy Wam na wyeksponowaniu konkretnego elementu (lub kilku). Najlepiej jest odnaleźć swój sposób, który pozwoli Wam podkreślić charakter bloga i konkretnego wpisu.

Jest kilka metod kadrowania, które warto poznać ale dziś mówimy ogólnikowo o teorii, więc podobnie jak w przypadku światła - jeżeli będziecie mieć ochotę, rozwinę ten temat dokładniej. Ja wciąż ćwiczę i szukam sposobu na siebie i sprawdza się tutaj powiedzenie: Praktyka czyni mistrza! 

OBRABIAJ ZDJĘCIA

          I nie mam tutaj na myśli, żeby całkowicie zmieniać zdjęcie, dodawać lub usuwać elementy, tworzyć z nich coś zupełnie innego. Chodzi mi o wzmocnienie kontrastu, mocniejsze nasycenie kolorów czy poprawienie kadrowania zdjęcia lub jego rozjaśnienie. Zmniejszanie rozmiaru lub drobne poprawki, to moim zdaniem sprawy obowiązkowe, jeżeli chodzi o przygotowanie zdjęć na bloga. To, co potrzebujecie zmienić na zdjęciu zależy od tego, jakie zdjęcie chcecie przygotować. Duży wpływ na obróbkę ma również format w jakim robicie zdjęcia: .jpg lub RAW, tym drugim dużo łatwiej manipulować bez utraty na jakości.

Jestem w trakcie tworzenia dla Was poradnika jak krok po kroku przygotować zdjęcia na bloga, z instrukcjami prosto z Photoshopa. Ale póki co możecie sprawdzić też narzędzia online takie jak: Pixlr.com czy Canva, która pozwala na tworzenie grafik na bloga, jak i fanpage czy Instagram.


          W ramach wstępu do tematu, to by było na tyle. Mam nadzieję, że pozostawiłam w Was nutkę niedosytu, bo już niedługo pojawi się post ze szczegółowym przygotowaniem zdjęć na bloga i wieloma kwestiami technicznymi.

Co konkretnego chcecie wiedzieć o fotografii na bloga?

5 kosmetycznych (i nie tylko) ulubieńców lipca

$
0
0
ulubiency-kosmetyczni

          Rzadko mogę to powiedzieć przy okazji jakiegoś miesiąca, ale lipiec był wyjątkowo luźny. Miałam sporo pracy, ale głównie weekendowej, więc miałam trochę czasu, aby przygotować zdjęcia, posty czy zadbać o formę. Odkryłam też kilka kosmetyków, w których absolutnie się zakochałam i dziś, chciałabym pokazać Wam je z bliska. Wśród moich kosmetycznych ulubieńców lipca znajdzie się nie tylko pielęgnacja i kolorówka, ale i zapach. W tym miesiącu również dwie aplikacje sprawiły, że moje życie stało się zdecydowanie przyjemniejsze!

ulubiency-kosmetyczni

ulubiency-kosmetyczni

Yasumi, Lactobionic Acid - specjalistyczny krem z kwasem laktobionowym przeznaczony do skóry wrażliwej, naczynkowej i z trądzikiem różowatym znalazł się w poprzednim beGLOSSY i już po pierwszej aplikacji przypadł mi do gustu. Pięknie pachnie, błyskawicznie się wchłania i mam wrażenie, że pozostawia uczucie złagodzenia, ulgi i nawilżenia. Bardzo go polubiłam i mam nadzieję, że na dłuższą metę będę  z niego tak samo zadowolona jak teraz.
Vichy, Eau Thermale - woda termalna z Vichy, też była dołączona do jednego z beGLOSSY i była moim wybawieniem w upalne dni. Trzymałam ją w lodówce, więc spryskanie nią buzi, było niezwykle przyjemne. Aktualnie jest na wykończeniu, więc szykuję się na zakup kolejnej wody termalnej, ale tym razem Uriage. Fajnie nawilża i odświeża skórę. Używałam jej też na makijaż w celu zniwelowania pudrowości podkładu i też w tej roli świetnie się sprawdziła.

ulubiency-kosmetyczni


TheBalm, Meet Matt(e) Trimony - niezwykle piękna i uniwersalna nowość w mojej paletkowej kolekcji. Przepiękne kolory, niesamowity pigment i genialna trwałość. Ponadto cienie cudownie się blendują, na powiece wyglądają bosko i już nie wyobrażam sobie mojej pracy bez niej. Jestem absolutnie zakochana, sięgam po  nią niezwykle często.
Sleek, Highlighting Palette, Solstice - paleta, która wywołała ogromne zamieszanie i to nie bez powodu. Zawarte w niej rozświetlacze są przecudowne, a to jak wyglądają na skórze, to po prostu bajka. Cztery różne kolory, trzy rodzaje wykończenia. Solstice to paleta, która rozkocha w sobie każdą maniaczkę rozświetlaczy.
Bath&Body Works, midnight pomegranate - zapach, który jest ze mną od dawna, ale doceniłam go dopiero teraz. Świeży, delikatnie słodki i bardzo elegancki zapach granatu. Jak na mgiełke trzyma się na skórze całkiem długo i przyznam, że chętnie zaopatrzyłabym się w dużą  buteleczkę! Towarzyszyła mi zawsze przy wieczornych wyjściach i niejednokrotnie dostawałam pytania, czym tak ładnie pachnę.

ulubiency-kosmetyczni

ulubiency-kosmetyczni

Aplikacja MoBilet - czyli taka, która pozwala nabyć bilet na kumunikację miejską za pomocą telefonu. Od lipca mam ją w moim Smartfonie i nie mam zielonego pojęcia, jak żyłam bez niej wcześniej. Aplikacje wystarczy doładować odpowiednią kwotą i kasować bilety po wejściu do tramwaju czy autobusu. 
Aplikacja Pocket - dzięki niej mogę zapisywać strony, do których chcę wrócić później bez obawy, że o nich zapomnę. W przeglądarce wystarczy zainstalować rozszerzenie, dzięki któremu za pomocą jednego przycisku możemy zapisać konkretną stronę. Wszystko jest dostępne na telefonie, więc mam pewność, że o niczym nie zapomne. Do stron można dopisywać tagi, co dodatkowo pomaga grupować ulubione teksty.

Lipiec zleciał mi niesamowicie szybko, przez połowę miesiąca miałam wrażenie, że jest czerwiec, więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie, jak okazało się, że jest już sierpień! I moje urodziny zaraz! Jak ten czas leci... Na szczęście kosmetyki są miłym urozmaiceniem codzienności, a moi kosmetyczni ulubieńcy sprawdzili się przy nie jednej okazji.

Co znalazło się wśród Waszych ulubieńców w lipcu? 

Najlepsze kredki do ust | RIMMEL Colour Rush

$
0
0
rimmel-colour-rush

          Nie wiem jak Wy, ale ja nie przepadam za tym, że w ciągu dnia muszę ciągle poprawiać makijaż ust. Chciałabym żeby pomadki trzymały się cały dzień i żebym nie musiała się martwić o to, że muszę mieć przy sobie lusterko, a najlepiej jeszcze pędzelek i korektor. Właściwie nie mam nic przeciwko temu, że pomadki trzeba poprawić, ale wkurza mnie sposób w jaki trzeba to robić. Dlatego wyobraźcie sobie moje szczęście, jak odkryłam kredki do ust Rimmel Colour Rush. Są wygodne, poręczne i mają naprawdę ładne kolory. Dziś przedstawię Wam piątkę, którą posiadam i bardzo lubię.

rimmel-colour-rush

rimmel-colour-rush

          Kredki Rimmel Colour Rush (ok. 10-20zł) możecie dostać w każdym Rossmannie i wielu drogeriach internetowych (gdzie często są tańsze). Dostępnych jest aż dziesięć kolorów do wyboru i wydaje mi się, że bez problemu każda z nas znajdzie coś dla siebie. Według producenta kredka, to balsam do ust z intensywnym kolorem, dającym delikatny połysk i długotrwałe (6h) nawilżenie. Każda z nich jest automatycznie wysuwana i ma wygodny aplikator, co pozwala na bardzo szybkie i dokładne poprawki, bez konieczności wpatrywania się w lusterko. Jedynym minusem jest samo opakowanie, z którego niestety bardzo szybko ścierają się wszystkie napisy.
          Każdy kolor jest dość intensywny, kredki mają delikatny pigment, a kolory są po prostu śliczne. Zgadzam się z producentem, że dają delikatny połysk i są stosunkowo trwałe. Jeżeli  nie jemy nic tłustego, to trzymają się na ustach kilka godzin bez konieczności poprawiania ust co pięć minut. Przy mocniejszych kolorach, faktycznie dobrze byłoby zwrócić uwagę na kontur, ale nie zauważyłam żeby kolor wylewał się za naturalną linię ust. Ogromną zaletą tych pomadek/balsamu w kredce jest fakt, że poprawianie ust nie wymaga konieczności noszenia ze sobą lusterka. Nie są aż tak mocno napigmentowane żeby zrobić sobie krzywdę, ale nie są też transparentne, więc efekt na ustach jest dobrze widoczny. Niektórych kolorów na zdjęciu musiałam się domyślić, bo niestety napisy się starły.

rimmel-color-rush

          Od kiedy mam te kredki, zawsze jedną mam w torebce i jeszcze mnie nie zawiodły. Miałam jednak mały wypadek z kredką, ponieważ w pośpiechu, nie zamknęłam jej zbyt dokładnie i zsunęła się jej nakrętka i kredka nieco się... rozpaćkała. Wydaje mi się, że to była wina gorąca, bo było wtedy prawie 30 stopni, więc nie mam pretensji do produktu. Poza tym jednym zdarzeniem, zawsze byłam z nich zadowolona.
          Uważam, że jeżeli szukacie fajnych produktów do ust, za przystępną cenę i w fajnych kolorach, to Rimmel Colour Rush będą znakomitym wyborem! Ich ogromnym plusem jest to, że możemy mieć je zawsze przy sobie, a szybkie poprawki nie stanowią żadnego problemu!

Który kolor podoba Wam się najbardziej?

Pastelowy fiolet na lato od Semilac: Lila Story

$
0
0
semilac-lila-story
  
          Jak tylko zobaczyłam nowe kolory z kolekcji Unique, to właśnie kolor 145 Lila Story wpadł mi w oko jako pierwszy. Pastelowy, delikatny, chłodny fiolet to coś, co tygryski lubią najbardziej, o tak! Chłodne, jasne i pastelowe kolory są aktualnie bardzo w moim klimacie. Jeżeli podobnie jak ja kochacie się w tego typu odcieniach, koniecznie musicie poznać z bliska Lila Story, a nawet uzupełnić kolekcję o ten kolor. W przeciwnym razie, będziecie gorzko żałować, a z dzisiejszego posta dowiecie się dlaczego. 

 semilac-lila-story

semilac-lila-story

          Czy muszę mówić coś więcej? Wydaje mi się, że zdjęcia Lila Story mówią same za siebie. Wyjątkowo, ten lakier bardzo dobrze się fotografuje i kolor jest baaardzo zbliżony do efektu w rzeczywistości.  Dla mnie to idealny kolor na co dzień, jeżeli nie mam ochoty na paznokcie całkowicie nude. Taki właśnie liliowy, delikatny i bardzo dziewczęcy fiolet będzie pasował właściwie każdej kobiecie, bo jest po prostu uniwersalny.
          Jeżeli jeszcze Was nie przekonałam, że to właśnie Lila Story powinna znaleźć się na Waszych paznokciach to musicie wiedzieć, że lakier osiąga pełne krycie przy dwóch cienkich warstwach i bosko wygląda na opalonych dłoniach. Nie zauważyłam żeby smużył, bąbelkował albo odpryskiwał w trakcie noszenia. Aplikacja jest bezproblemowa i od razu po wyjęciu dłoni z lampy, możemy cieszyć się eleganckimi, subtelnymi paznokciami. Ostatnio często używam tego zdania, ale po prostu trafiam na same perełki: Jestem absolutnie zakochana! Będę miała problem z wybraniem następnego koloru, bo póki co nie mogę się na niego napatrzeć, a w połączeniu z syrenką wygląda po prostu zjawiskowo.

semilac-lila-story

          Lila Story od Semilac, to moim zdaniem, jeden z piękniejszych kolorów na lato. Jego ogromną zaletą jest fakt, że chociaż nie jest to typowy, grzeczny nudziak, będzie pasował zarówno do pracy, jak i do szkoły po wakacjach. Nie jest nachalny czy zbyt intensywny, owszem przyciąga wzrok, ale dzięki niemu dłonie wyglądają delikatnie i kobieco. Czyż nie jest boski?

Jaki jest Wasz ulubiony lakier na lato?

Pędzle Sigma 3DHD | jak stosować?

$
0
0
sigma-3dhd

         Wybór pędzli na rynku kosmetycznym jest naprawdę ogromny, a co jakiś czas marki wypuszczają do sprzedaży nowe modele. Całkiem niedawno, również na polskim rynku, pojawiła się seria 3DHD firmy Sigma. W dzisiejszym poście, przygotowałam dla Was propozycję zastosowań pędzli z tej serii: 3DHD KABUKI oraz 3DHD PRECISION, a poza tym muszę przyznać, że jestem z nich bardzo zadowolona. Używam ich już od kilku tygodni i jestem pewna, że chciałabym mieć w swojej kolekcji kilka sztuk tych modeli. Dlaczego? O tym przeczytacie poniżej!

sigma-3dhd

sigma-3dhd

          Pędzle Sigma 3DHD wykonane są z wysokiej klasy dwukolorowego włosia syntetycznego, co moim zdaniem mocno przemawia na ich korzyść. Włosy tych pędzli zostały specjalnie przycięte po skosie z obu stron, dla uzyskania unikatowego, wielozadaniowego kształtu. Włosie umieszczone jest w okrągłej niklowanej skuwce, a polakierowany, drewniany trzonek wygląda bardzo elegancko. Myślę, że zgodzicie się ze mną iż różowy kolor wygląda tutaj bardzo kobieco. Pędzle są doskonale wyważone, dobrze leżą w dłoni, a praca nimi to czysta przyjemność. 

          Okej, skoro sprawy techniczne mamy już za sobą, to teraz pewnie zastanawiacie się, do czego stosować pędzle o takim kształcie?

3DHD KABUKI (89,90zł):

- idealnie nakłada podkład, nie pozostawia na skórze smug, a skóra wygląda nieskazitelnie; dawno nie używałam pędzla, który daje tak piękne wykończenie,
- ostre zakończenie pędzla pozwala na perfekcyjną aplikację kremowych produktów do konturowania twarzy, jednocześnie pozwalając na dokładne roztarcie,
- ponadto można nim uzyskać bardzo ostre konturowanie policzków, co trudno jest osiągnąć klasycznymi pędzlami przeznaczonymi do tego zadania, 
- najlepiej sprawdza się do aplikacji produktów kremowych, ale prasowane i sypkie produty też nie stanowią problem.

3DHD PRECISION (79,99zł):

- niewielkie rozmiary tego pędzla, doskonale sprawdzają się do konturowanie nosa, ostre zakończenie pozwala na precyzyjne i dokładne roztarcie,
- miękkie, mocno zbite włosie pozwala na aplikację korektora punktowo, nie pozostawiając na skórze żadnych śladów,
- niewielki rozmiar pędzla wpasowuje się w przestrzeń pod oczami i świetnie aplikuje w tym miejscu korektor,
- płaska część pędzla sprawdza się podczas aplikacji kremowego rozświetlacza, efekt na skórze jest powalający,
- wyjątkowy kształt i ostre zakończenie włosia pozwala wyostrzyć granice makijażu oka.

sigma-3dhd

          Włosie obu pędzli jest bardzo sprężyste, miękkie i doskonale dopasowuje się do skóry. Obawiałam się, że ich mycie będzie problematyczne, a jest wręcz przeciwnie. Mam wrażenie, że zastosowane w pędzlach włosie, jak i jego kształt ułatwiają ich domycie z resztek kosmetyków. Faktycznie, tak jak obiecuje producent, oba pędzle pozostawiają skórę idealnie wygładzoną. Bardzo podoba mi się to, że żaden z nich nie pozostawia smug, co zdecydowanie przyspiesza pracę.
          Z tego duetu moim ulubieńcem jest pędzel 3DHD KABUKI i jeżeli szukacie idealnego pędzla do nakładania podkładu, to koniecznie musicie go sprawdzić. Oba pędzle nie należą do najtańszych, ale doskonałe wykonanie i jakość włosia rekompensują każdą wydaną złotówkę.

Pędzle możecie zakupić na www.ladymakeup.pl 

Jaki jest najdziwniejszy pędzel w Waszej kolekcji?




Nowości lipca | NYX, Semilac, Sigma

$
0
0
nowosci-kosmetyczne

          Nowości kosmetyczne to jeden z Waszych ulubionych postów, co absolutnie mnie nie dziwi. Sama uwielbiam czytać i oglądać zdjęcia nowych kosmetyków u innych blogerek, także całkowicie Was rozumiem! Dzisiaj ja się będę chwalić kosmetycznymi nowościami. Nie ma tego jakoś strasznie dużo i muszę się pochwalić, że w lipcu niewiele kosmetyków kupiłam sobie sama, w końcu zaczynam wkręcać się w moje postanowienie o minimalizmie kosmetycznym (którego z kolei w sierpniu niekoniecznie uda mi się dotrzymać...). Chodźcie zobaczyć co w lipcu wzbogaciło moje kosmetyczne zbiory!

nowosci-kosmetyczne

           Jak tyko pojawiły się nowe kolory lakierów Semilac w kolekcji Unique, wiedziałam, że kilka z nich będę chciała Wam pokazać na blogu, co zresztą już zrobiłam: Nowe odcienie kolekcji Unique i Lila Story. Za pośrednictwem Sylwii z bloga WeakPoint, nabyłam wosk w kredce do brwi firmy NYX, a w paczce znalazłam jeszcze kilka drobiazgów tej marki, których na zdjęciach zabrakło. Wśród tych dodatków znalazła się najgorsza kredka do brwi z jaką miałam styczność i niestety podobna sytuacja jest z wspomnianym wcześniej woskiem. Ale... może jeszcze znajdę dla nich jakieś zastosowanie, będę próbować, bo nie lubię poddawać się już na starcie.

nowosci-kosmetyczne

nowosci-kosmetyczne

          Największą dawkę nowości zafundował mi sklep Ladymakeup, od którego dostałam paczkę smakowitych nowości. Wśród nich znalazły się dwa produkty Sigmy: paleta Smoke Skreen (z której pomocą przygotuję dla Was tutorial krok po kroku) oraz zestaw pędzli 3DHD, które Wam już pokazywałam. W paczce znalazła się też rewelacyjna, najlepsza na świecie paleta rozświetlaczy Sleek Solstice, ale ponieważ cały czas jest w użytku, nie załapała się na sesję zdjęciową. W paczce znalazłam też pędzle marki Loveto.pl, które na pierwszy rzut oka wydały mi się bardzo... tandetne, ale ostatnio używałam ich podczas malowania i bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły!
          Na pomadę do brwi z Freedom Makeup poświęcę osobny post, bo moim zdaniem jest to odkrycie roku. Porównanie do oryginału Anastasia Beverly Hills będziecie mogły niedługo przeczytać na blogu, ale od razu Wam powiem: bierzcie w ciemno wersję Freedom Makeup!

nowosci-kosmetyczne

nowosci-kosmetyczne

nowosci-kosmetyczne

          W ramach eksperymentu zamówiłam na aliexpress kilka rzeczy, wśród których znalazły się też sztuczne rzesy. Te, które widzicie na zdjęciu pokazywałam ostatnio na Snapchacie (agwer_blog) i po pierwszym użyciu mam mieszane uczucia. Wyglądają ładnie i wydaje mi się, że muszę je delikatnie przyciąć i będą idealne na moje oko. Wśród nowości kosmetycznych znalazło się również serum do włosów z Biovaxa, za którym przeszłam pół Szczecina. Skończyło się na tym, że musiałam je zamówić, bo mój Mythic Oil niebezpiecznie dobijał dna, a nie mogę zostać bez produktu do zabezpieczania końcówek. Swoją drogą, zaczęłam stosować nową metodę zabezpieczania końców "na zakładkę", o efektach na pewno Wam napiszę.
          Lipiec to miesiąc wybielania zębów! Nie dość, że sama zamówiłam sobie paski Crest Classic Vivid, to jeszcze zaczęłam test i jednocześnie kurację z paskami wybielającymi Rapid White, których recenzję zobaczycie już na dniach (wraz z konkursem dla Was!). Aktualnie kończę kurację i mogę Wam zdradzić, że jestem bardzo zadowolona z efektów! Więcej jednak znajdziecie w dedykowanym dla pasków Rapid White poście!

nowosci-kosmetyczne

nowosci-kosmetyczne

          Wśród mniej kosmetycznych nowości lipca znalazło się nowe etui dla mojego ukochanego Kindla (Dlaczego e-czytanie jest fajne?) i choć doszło do mnie uszkodzone, to problem został zażegnany. Dwa poprzednie etui mi popękały, więc postanowiłam zwrócić je do sprzedawcy, a ten odesłał mi w ramach gwarancji wersję z eko skóry. To dziwne urządzenie, które widzicie poniżej, to płytka do czyszczenia pędzli z... uwaga! Rossmanna! Myślę, że w tym momencie mata z Sigmy może iść w odstawkę, bo ten produkt, nie dość, że tani to genialnie sprawdza się w swojej roli. Recenzja niebawem!

O czym chcecie poczytać w pierwszej kolejności?

PS. Pytałam Was o to już na FB, ale chcę aby na pytanie odpowiedziała większa grupa odbiorców: wolicie na blogach zdjęcia pionowe czy poziome?
  

Dlaczego barter jest (i nie jest) spoko? + ankieta

$
0
0
na-czym-polega-barter

          Parę dni temu, na jednej z grup facebookowych, wywołała się dyskusja dotycząca współprac barterowych. Zaczęło się od tego, że firma X wrzuciła ogłoszenie, że poszukuje blogerów do współpracy, oczywiście barterowej. Koleżanka z grupy wyraziła oburzenie w komentarzu, że płacenie blogerowi mąką i makaronem jest nie na miejscu, na co firma uznała ją ze hejterkę, ponieważ innym pasują takie warunki. Wśród nas wywołała się zacięta dyskusja o barterze, która zainspirowała mnie do napisania tego posta. Wiele dziewczyn z tej grupy napisało do mnie później wiadomości prywatne z pytaniami w tym temacie, a ja chciałabym to rozwinąć. Bo w barterze nie ma tak naprawdę nic złego, jeżeli robimy to z głową.

          W ramach wprowadzenia chcę wspomnieć o dość istotnej kwestii. Tak, ja też zaczynałam od barteru. Kiedy zakładałam bloga, zdarzało mi się (i do tej pory się zdarza) dostawać paczki z kosmetykami, które później ZA DARMO recenzowałam na blogu. Z perspektywy czasu żałuję, że się zgadzałam na takie warunki, jakie wtedy obowiązywały. Gdybym teraz zakładała bloga, bogatsza o doświadczenia, które teraz posiadam, stawiałabym zupełnie inne warunki w kwestii barteru i nie godziłabym się, gdyby firma nie wyraziła zgody na moją propozycję. Zacznijmy jednak od początku.

Co to jest barter? To bezgotówkowa transakcja, wymiana równowartościowych dóbr lub usług (na dobra lub usługi), w której obie strony nie są w żaden sposób stratne.
Prawda, że proste? W zrozumieniu barteru ważna jest świadomość dwóch kwestii: nie będzie z tego pieniędzy i obie strony powinny coś na tym zyskać. Wartość włożonej pracy, powinna równać się wartości otrzymanych produktów/usług z korzyścią dla jednej i drugiej strony. W tej współpracy powinna być zachowana równowaga - Ty coś dostajesz i ja coś dostaję, a wartość tych dóbr lub usług jest taka sama (lub bardzo zbliżona).

co-to-jest-barter

DLACZEGO BARTER JEST SPOKO?

Bo jesteś początkującym blogerem i fajnie jest coś dostać za darmo? Nie i jeżeli tak myślisz, to jest Twój pierwszy błąd. Przede wszystkim jeżeli blog ma być miejscem, na którym w przyszłości chcesz coś zarobić, nie traktuj siebie jako darmowej reklamy. 

Bo możesz ich wykorzystać. Jeżeli jesteś na początku drogi, potraktuj barter jako reklamę również dla Ciebie. Masz niskie statystyki, mały ruch na blogu, niewielkie zasięgi na FB i wstydzisz się żądać pieniędzy za swoją pracę? To całkiem zrozumiałe, bo nie jesteś atrakcyjna dla reklamodawcy. Więc za jego pomocą, zwiększaj swoją atrakcyjność! Zanim dojdzie do współpracy ustal warunki, dzięki którym zwiększy się rozpoznawalność Twojego bloga. Firma daje Ci produkt, robisz zdjęcia, testujesz, piszesz recenzję/post. W zamian, poza otrzymanym produktem ustal, że firma opublikuje link do Twojego wpisu, wraz z oznaczeniem Twojego bloga na swoim Facebooku, stronie internetowej czy portalu. W ten sposób zyskasz większe statystyki, coraz większą rozpoznawalność Twojego bloga, zwiększysz ruch, polubienia na FB czy nowe obserwacje na bloggerze. Wilk syty i owca cała.

Bo i tak byś to kupiła. To jest jedyny barter, który ja stosuję. Jeżeli produkt, który mogę otrzymać od firmy w ramach współpracy i tak bym sobie w przyszłości kupiła, zgadzam się na barter (ustalając wcześniej wspomniane warunki podlinkowania/oznaczenia/itd.). Drugim warunkiem jest fakt, że moi czytelnicy będą chcieli o tym poczytać. Sama często kupuję sobie coś, o czym nawet nie piszę na blogu, bo wiem, że ich to nie zainteresuje. To samo dotyczy tego typu współprac - jeżeli i tak bym to kiedyś kupiła, a moi czytelnicy będą tym zainteresowani - barter jest spoko.

Bo produkt jest drogi lub ekskluzywny. Tutaj kwestia jest dość zawiła, bo z kolei jeżeli dostałam od firmy super nowoczesny odkurzacz, ale nijak on się ma do tematyki mojego bloga, to nieważne  czy kosztowałby on 500zł, czy 8000zł, nie podjęłabym się tej współpracy na zasadzie barteru. Bo jeżeli miałabym zainteresować tym moje czytelniczki, w taki sposób, aby ich nie zanudzić musiałabym wymyślić bardzo fajną kampanię, która byłaby zadowalająca dla  klienta, dla mnie i przede wszystkim dla odbiorców. Zbyt dużo pracy i czasu wymaga przygotowanie czegoś takiego. Jednakże, jeżeli byłoby to produkt ekskluzywny, który wpasowuje się w tematykę mojego bloga jak np. szczoteczka soniczna Foreo, to nie widzę w tym nic złego. Wysoka wartość produktu? Jest. Chciałabym to mieć? Tak. Czytelniczki są zainteresowane? Jak najbardziej. Ponownie: wilk syty i owca cała.

DLACZEGO BARTER NIE JEST SPOKO?

Bo makaronem nie zapłacisz za prąd. Firmy często myślą, że blogowanie to zabawa, rozrywka i coś, co nie wymaga zbyt wiele wysiłku. Często (choć już coraz rzadziej!) traktują blogi, jako dodatek do głównej reklamy, uzupełnienie, coś nadprogramowego, za co wcale nie trzeba płacić. Po prostu: darmową reklamę. Błąd! Ja mówię takim zabiegom stanowcze NIE. Dlaczego? Bo makaronem nie zapłacę za prąd, gaz, Internet. Za aparat, programy graficzne i lampy, czy komputer nie zapłaciłam mąką, więc czemu za moją usługę ktoś ma zapłacić produktem? Często o niskiej średniej wartości? Pomijając oczywiście wspominane wcześniej sytuacje.

Bo reklamy są drogie. Te w blogosferze również. Oczywiście mowa w tym momencie o blogach, które mają już konkretne zasięgi i sporą liczbę unikalnych użytkowników, kilka/kilkanaście tysięcy polubień i są po prostu większe. Nie zmienia to jednak faktu, że za reklamę się płaci. Każdą. Zarówno za mniejszą, jak i tę ogromną. Czasami inwestycja w mniejszego blogera, może przynieść więcej zysku, niż wpakowanie kupy kasy w mało wiarygodnego blogera, który ma ogromną rzeszę sztucznie nabitego ruchu i obserwatorów-duchów. 

          Teraz obudzą się pewnie obrońcy małych, początkujących firm i ja się im nie dziwię. Ja też jestem małą początkującą firmą, ale zdaję sobie sprawę, że inwestycja w reklamę, to jedna z najważniejszych inwestycji, więc na pewno się zwróci i to z nawiązką. Poza tym, sama zgodziłam się na współpracę z początkującą firmą, ale wiecie co? Najpierw zapytali mnie o stawkę, później negocjowaliśmy warunki i doszliśmy do porozumienia, w którym obie strony są zadowolone. Nie zawsze musisz proponować miliony, nie zawsze możesz takie kwoty otrzymać lub zaoferować. To, że firma zaproponuje małą stawkę, opowie o sobie, przedstawi sytuację, propozycję, podejmie negocjacje - często zmienia postać rzeczy. Ale to, że firmy oczekują dobrego jakościowo artykułu, z pięknymi zdjęciami i rzetelną opinią za darmo, okrywa na żart i brak szacunku. Ja w takiej sytuacji wysiadam.

Brak barteru to brak współpracy?
No i co z tego? Może warto poczekać aż pojawi się TA oferta, która zmiecie Cię z nóg, albo Ty firmę powalisz na kolana swoim pomysłem? Ja żałuję, że od początku nie zrezygnowałam z barteru, gdybym teraz zaczynała, od razu powiedziałabym NIE. Budowałabym swoją markę, wizerunek i zasięgi, pracowałabym nad pozycją bloga w Google i pracowała na najlepszą jakość. Cały czas to robię, barter podejmuję tylko w wymienionym wyżej wypadku, poza tym interesuje mnie tylko płatna współpraca. Czy to, że zarabiam na swojej pasji i na tym, na czym się znam, oznacza, że się sprzedałam? Jeżeli dla kogoś tygodnie testów, napisanie i zredagowanie szczerego, rzetelnego tekstu, przygotowanie zdjęć i późniejsza obróbka, promocja na SM i monitorowanie efektów, jest sprzedaniem się, to raczej się nie dogadamy. Ja nie widzę nic złego w zarabianiu na pasji.

co-to-jest-barter


          Oczywiście, możemy sobie pomagać, promować innych twórców za darmo i nie ma w tym absolutnie nic złego! Oby efekty były w obu przypadkach zadowalające. Podkreślę, barter polega na tym, żeby wymienione usługi/dobra miały równomierną wartość i korzyści. Zresztą, że wiele blogerek traktuje prowadzenie bloga jako rozrywkę, zapełnienie czasu wolnego czy hobby. Nie liczą i nawet nie myślą o tym, że mogłyby na tym zarabiać. Chcę zaznaczyć, że to rozumiem i to ich prywatna sprawa. Tak samo jak prywatną sprawą każdej z nas jest to, czy godzimy się na taki, czy inny barter. Chcę Wam tym tekstem uświadomić, że czasem na hobby, rozrywce można zarobić i warto się cenić!

          Ufff! Gratuluję wszystkim, którzy dobrnęli do końca. Barter to temat rzeka, można dyskutować i dyskutować, a rozmowy i tak nie będą miały końca. Myślę, że to nie ostatni post w takiej tematyce, ponieważ mierzę się z tym na co dzień, mam sporo przemyśleń.

          Na koniec mam do Was ogromną prośbę o wypełnienie ankiety związanej z zarobkami na blogach. Chciałabym przygotować zestawienie, wstępne progi dla początkujących blogerów, którzy nie wiedzą jak wycenić swoją prace. Ankieta jest całkowicie anonimowa, ma zaledwie 3 pytania i jej wypełnienie zajmie Wam jakieś 3 minuty. Ankieta znajduje się pod tym linkiem.

Koniecznie napiszcie mi jakie jest Wasze zdanie w tym temacie i oczywiście zachęcam do dyskusji, również na Facebooku!

PS. Zmusiła mnie do tego: podziękowania za pomoc w redagowaniu tekstu i wybraniu zdjęć dla: Ala Ma Kota!

Anastasia Beverly Hills, Pure Hollywood liquid lipstick

$
0
0
Anastasia-beverly-hills-pure-hollywood
          Anastasia Beverly Hills Liquid Lipstick zawładnęły światem beauty, jak tylko pojawiły się na rynku. Kolor Pure Hollywood, zaraz obok Dusty Rose, od razu wpadł mi w oko. W lutym nadarzyła się okazja żeby go nabyć i od tego czasu zdążyłam ją porządnie przetestować. Sięgam po nią dość często i za każdym razem kiedy mam ją na ustach, wzbudza spore zainteresowanie. W dzisiejszym poście dowiecie się, czy warto interesować się pomadkami liquid lipstick, jak odcień Pure Hollywood wygląda na ustach i czy jest wart zachodu.

► Nowości Anastasia Beverly Hills
► Contour Kit, Anastasia Beverly Hills
► Anastasia Beverly Hills, Dipbrow pomade

Anastasia-beverly-hills-pure-hollywood

          Przede wszystkim muszę wspomnieć o opakowaniu, bo może Wam się wydać nieco inne niż te, które widziałyście do tej pory, ale bez obaw - to na pewno oryginał zakupiony na House of Beauty. Złoty wzorek, który wytłoczony jest na wszystkich opakowaniach matowych pomadek ABH, dość szybko się starł. Reszta jest bardzo klasyczna, jak dla wszystkich produktów tego typu. Aplikator też jest standardowy, przez co bardzo wygodny. Właściwie jeżeli chodzi tę kwestię, nie mam nic więcej do dodania, nic specjalnego i innowacyjnego.

KONSYSTENCJA, KOLOR I APLIKACJA
          Inaczej wygląda sytuacja jeżeli chodzi o formułę płynnej pomadki, tutaj już mamy do czynienia z niemałą innowacją. Konsystencja liquid lipstick jest zupełnie inna niż te, z którymi do tej pory miałam do czynienia. Jest faktycznie płynna, wręcz rzadka, ale przez to wcale nie trudna w obsłudze. Nie zastyga natychmiastowo, przez co bez problemu można w trakcie aplikacji nanosić poprawki. Pigmentacja jest naprawdę powalająca i właściwie już za pomocą jednego pociągnięcia, można pomalować całe usta, uzyskując pełne krycie. Zastygająca formuła sprawia, że kolor nie wylewa się poza kontur ust, ale łatwiej jest obrysować je wcześniej konturówką. Liquid lipstik odcień Pure Hollywood (ok. 135zł) to trudny do opisania kolor, moim zdaniem jest to mieszanka brudnego różu i takiego beżu, w odcieniu kawy z mlekiem. Zauważyłam, że na każdych ustach wygląda skrajnie inaczej. W moim przypadku kolor bardziej ujawnia beżowe tony, niż te różowe i muszę przyznać, że wygląda bardzo gustownie. Zauważyłam też, że przy mocniejszej czerwieni wargowej, kolor lubi zrobić się nieco cieplejszy.

Anastasia-beverly-hills-pure-hollywood

Anastasia-beverly-hills-pure-hollywood

TRWAŁOŚĆ, WYKOŃCZENIE I SPOSTRZEŻENIA Z UŻYTKOWANIA
          Możemy cieszyć się trwałością pomadki przez 6-7 godzin, nawet jeżeli w między czasie zdarzy nam się coś przekąsić. Pomadka ładnie się zjada i dobrze wygląda na ustach przez wiele godzin. Coś, co może się niektórym nie podobać, to fakt, że wykończenie jest mocno matowe, nie jest to żadna satyna czy welurowy efekt. Liquid lipstick Pure Hollywood daje na ustach całkowicie płaski mat. Obawiałam się, że przy częstym noszeniu, będzie wysuszać usta i nie mogę powiedzieć, że tak nie jest. Jednakże jest zdecydowanie lepiej, niż się spodziewałam. Czuję, że usta są delikatnie suche, ale nawet przy codziennym stosowaniu nie były skrajnie przesuszone, nie odczułam większych negatywnych skutków noszenia tego produktu. Sięgam po ten odcień bardzo często, również przy makijażach wieczorowych, które wykonuję na klientkach i zazwyczaj jest to strzał w dziesiątkę.

          Jestem bardzo zadowolona, że zainwestowałam w ten produkt i właśnie w ten kolor. Pure Hollywood jest na tyle uniwersalna, że pasuje do wielu typów urody i fakt, że u każdego wygląda inaczej, również uważam za plus. Dobrze się miesza z innymi produktami, w związku z czym nadaje się również do rozjaśniania kolorów. Czy jestem z niej zadowolona? Oczywiście i chętnie dokupię w przyszłości inne kolory, bo uważam, że jakość tej pomadki jest na najwyższym poziomie. Sądzę, że warto zainwestować w nią ok. 130zł, ale jeżeli macie dostęp do tych pomadek w swoim miejscu zamieszania (np. USA), bierzcie bez zastanowienia!

Jestem bardzo ciekawa jakie są Wasze ulubione matowe pomadki w płynie?

Beauty Blender - najlepsza gąbeczka do makijażu? + wyniki

$
0
0
Beauty-blender

          Beauty blender to produkt numer jeden dla światowych wizażystów i nie bez powodu stał się hitem wśród zwykłych użytkowniczek. Mój pierwszy Beauty Blender (a właściwie dwa) kupiłam w marcu 2014 i zamówiłam ją ze strony Makeup Geek, bo jeszcze wtedy była bardzo trudno dostępna. Ponieważ zarówno na blogach beauty oraz urodowych kanałach na Youtube, Beauty bledner był zachwalany jako najlepsza gąbeczka do makijażu, bardzo chciałam przekonać się na własnej skórze, o co tyle krzyku. Wiele firm próbuje odkryć fenomenalną strukturę gąbeczki i wcale mnie to nie dziwi, bo ten produkt wywołał sporo szumu w okół siebie. Dokładnie pamiętam tę ekscytację, kiedy zaczęłam używać pierwszej gąbeczki i nawet dzisiaj, ponad dwa lata później, wciąż uważam, że to jeden z lepszych sposobów na aplikację podkładu i korektora. 

 Beauty Blender Micro Mini - hit czy kit?
►  Idealny zamiennik Beauty Blendera za 29zł?
►  3 sposoby aplikacji podkładu

Beauty-blender

          Gąbeczka Beauty Blender wykonywana jest ręcznie w Stanach Zjednoczonych, ze specjalnie zaprojektowanego i opatentowanego, piankowego tworzywa o strukturze open-cell, czyli otwartych komórek (co wygląda jak pory w skórze). Dzięki temu gąbka nie wchłania nadmiernej ilości podkładu, pozwala na dokładne wtopienie się produktu w skórę i pozostawia na niej nieskazitelne, satynowe wykończenie. Nadaje się do wszystkich typów cery, ponieważ jest hipoalergiczna i można ją stosować do każdego podkładu czy korektora. Jest bardzo miękka, a kiedy się ją zmoczy zwiększa się prawie trzykrotnie i staje się jeszcze przyjemniejsza w użytkowaniu. 
           Charakterystyczną cechą gąbki jest unikalny, obły, ale ostro zakończony kształt, na którym wzoruje się wiele firm produkujących akcesoria do makijażu. Dzięki ostrej końcówce, dokładnie dotrzemy w okolice oczu, a zaokrąglony dół oraz pozostała część jajeczka służy do aplikacji podkładu. Specyficzna struktura gąbki pozwala na perfekcyjne rozblendowanie podkładu, zaś kształt zapewnia szybką i wygodną aplikację. Wklepanie za jej pomocą płynnego lub sypkiego podkładu, czy nawet pudru, to czysta przyjemność. Po ponad dwóch latach użytkowania muszę powiedzieć, że jestem zakochana we właściwościach, wyglądzie i praktyczności jajeczka. Na szczęście Beauty Blender (69zł) dostępny jest już w każdej Sephorze, zarówno online jak i stacjonarnie, więc nie trzeba kombinować, żeby sprowadzić to cudo do Polski.

Beauty-blender

          JAK STOSOWAĆ BEAUTY BLENDER? Gąbeczka została zaprojektowana do stosowania na mokro. Wystarczy zamoczyć ją w zimnej wodzie i kiedy zwiększy swoją objętość, wycisnąć jej nadmiar, po czym stosować do codziennego makijażu. Najlepiej sprawdza się stemplowanie podkładu, ponieważ pięknie wtapia się w skórę i pozostawia ją delikatnie satynową. Nie daje na skórze efektu maski, nawet jeżeli używamy mocno kryjącego podkładu. Nadaje się też do blendowania konturowania na mokro, punktowego wtapiania korektora czy pod oczy. Zauważyłam, że wchłania zdecydowanie mniej podkładu niż pędzel. Jest wygodna, chociaż podczas mycia i aplikacji trzeba uważać, żeby nie wbijać w nią paznokci, bo delikatna struktura może popękać. Producent mówi, że nie musimy jej myć po każdej aplikacji, ale ja raczej nie stosowałam się do tego zalecenia. Zwróciłam uwagę, że po pewnym czasie kolor gąbki traci na intensywności, ale w żadnym stopniu nie zmienia to właściwości Beauty Blendera.

Beauty-blender

          Beauty Blender to jeden z moich ulubionych sposobów na aplikację podkładu, wybierając gąbeczkę mam pewność, że moja buzia będzie wyglądała nieskazitelnie. Stosowałam ich naprawdę dużo i chociaż uważam, że wersja Real Techniques jest nieziemsko zbliżona do tego, co daje BB, to jednak oryginalny Beauty Blender jest moim numerem jeden! Bardzo podoba mi się to, że za jej pomocą podkład jest idealnie rozblendowany, aplikacja jest wygodna i przyjemna, a gąbka nie wchłania zbyt dużej ilości produktu, dobrze się domywa i bardzo długo można cieszyć się jej właściwościami. Jeżeli macie ochotę zobaczyć jak wygląda przecięte jajeczko, zajrzyjcie do Ala Ma Kota, która pokazywała zużyty blender od środka.

Miałyście swój Beauty Blender? Albo jaka jest Waszym zdaniem najlepsza gąbeczka do makijażu?

WYNIKI:

Zestaw pędzli Zoeva wygrywa Pani Monika P. i jej odpowiedź:

"Makijaż, który chciałabym zobaczyć na Twoim blogu to tęczowe wersja smoky, które jednak nie będzie typowym makijażem smoky, a ekstrawagancką propozycją cut crease z kolorową dolną powieką. Połączenie turkusu, z róże, fioletem i np. intensywnym kobaltem. Może taką wychodzącą nawet mocno w strefę pod oczami? Kolorowe łzy z brokatem? Chodzi mi o stworzenie czegoś na festiwal, przebieraną imprezę, kolorowy makijaż fantazyjny, ale taki, który jednak mogłybyśmy same wykonać w domu. Coś ekstra dla laików! :)"

Nagrody pocieszenia w postaci różu i pomadki Zoeva dostaną:
Agnieszka Ganc i Grażyna Wik. Dziewczyny, czekam na Wasze maile z danymi do wysyłki! GRATULACJE! 


Maybelline, Vivid Matte Liquid - hit czy kit?

$
0
0
maybelline-vivid-matte-liquid

           Mówiąc, że jestem uzależniona od pomadek, nie dopuściłabym się kłamstwa. Chociaż w mojej kolekcji nie królują czerwienie, to nowa pomadka Vivd Matte Liquid od Maybelline w kolorze Rebel Red, oczarowała mnie od samego początku. Soczysta, głęboka i elegancka, matowa czerwień? To zdecydowanie coś dla mnie! Będąc na spontanicznej wycieczce w Schwedt dwa miesiące temu, nie omieszkałam zajrzeć do DM i kiedy zobaczyłam nowości marki, postanowiłam ją sobie sprawić. Czy to nie był błąd? Czy płynną pomadka Vivid Matte Liquid nowość marki Maybelline, warto kupić?

maybelline-vivid-matte

maybelline-vivid-matte-liquid

          Vivid Matte Liquid, 35 Rebel Red (26,99zł) z założenia miał być pomadką matową i właśnie dlatego zdecydowałam się na jej zakup. Kolor w opakowaniu, podobnie jak na ustach, jest powalający. Soczysta, neutralna i absolutnie pociągająca, seksowna czerwień. Chociaż bałam się, że kolor na ustach będzie wpadał w pomarańcz, pozytywnie zaskoczyłam się tym, jak pięknie wygląda. Niestety zaraz po zachwycie nad kolorem i przyjemną aplikacją, przyszło wielkie rozczarowanie. To nie jest pomadka matowa!
          Znacie to uczucie, kiedy po nałożeniu pomadki, obejrzeniu jej z każdej strony nie możecie się doczekać efektu końcowego? No więc w przypadku Vivid Matte Liquid, można czekać bez końca. Ona w ogóle nie robi się matowa. Efekt, który widzicie na zdjęciu ust poniżej, nie zmienia się nawet po dłuższym czasie, a uwierzcie mi, długo czekałam. Jeżeli macie ochotę na matową pomadkę, w całkiem przystępnej cenie, radzę omijać serię Vivid Matte, bo jak możecie zobaczyć, wykończenie jest dalekie, do tak modnego aktualnie matu.
          Nie mogę powiedzieć o niej, że jest brzydka, ma niewygodny aplikator, czy wysusza usta. Bo w tej kwestii pomadka jest bardzo przyzwoita. Do wyboru mamy sześć ciekawych kolorów, a opakowanie jest przyjemne dla oka. Formuła przypomina gęstszą piankę, która przyjemnie sunie po ustach, ładnie pachnie i pozostawia na nich uwodzicielski połysk. Mnie taki efekt na ustach bardzo się podoba, ale nie tego oczekiwałam. Jeżeli płynna pomadka ma w nazwie słowo matte, chciałabym aby wykończenie było po prostu matowe. Przez inne wykończenie, pomadka nie może się pochwalić trwałością. Po zwykłym posiłku konieczne jest dokonanie poprawek, a właściwie ponowna aplikacja pomadki. 

maybelline-vivid-matte

maybelline-vivid-matte-liquid


         Jestem rozczarowana, że matowa propozycja od Maybelline, okazała się zupełnie innym produktem. Chociaż kolor ratuje sytuację, bo to naprawdę przepiękna czerwień, to jak rewelacyjnie wyglądałby w wersji matowej? Oczywiście, wystarczy odcisnąć nadmiar pomadki na waciku i otrzymamy efekt satynowego, delikatnego matu. Chyba jednak nie o to chodziło, prawda?

          Nie mogę powiedzieć, że Vivid Matte Liquid firmy Maybelline to totalny kit, ale nie określiłabym go też hitowym produktem do ust. Jest przeciętny i przede wszystkim, nie spełnia swojej podstawowej funkcji. Jestem zachwycona kolorem, ale to chyba wszystko co w tej pomadce mnie urzekło...

Jakie były Wasze pomadkowe rozczarowania?


Viewing all 695 articles
Browse latest View live